poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział XVII

~Polecam czytać na zmianę przy "Hero"-Enrique Iglesias i "My heart will go on"-Celine Dion. Miłego czytania, komentujcie :* 
___________________________________________________________________________
Nic nie słychać, chyba nikogo nie ma. Otworzyłem powoli drzwi, zaskrzypiało w odpowiedzi. Moim oczom ukazała się wielka jasna sala. Cała wyłożona dużymi białymi płytami. Zauważyłem coś na środku. Dokładnie nie widziałem, bo akurat tan blask księżyca nie docierał. Trochę wystraszyłem, nie wiedziałem co to. Powolnym krokiem i jak najciszej potrafiłem ruszyłem w jego stronę. Im byłem bliżej, tym głośniej coś mi podpowiadało "Biegnij". Gdy byłem już kilka metrów od mojego "znaleziska", nie mogłem uwierzyć w to co widzę. To Deyn...
Na samym początku ogarnęło mnie dziwne uczucie. Czułem strach, połączony jakby z radością, byłem sparaliżowany od góry do dołu Nie wiedziałem co robić. Bałem się, ale nie wiem do końca czego.  Po kilku sekundach szoku i wpatrywania się w dziewczynę wreszcie byłem w stanie zadziałać. Podbiegłem do niej i objąłem jej twarz w dłonie. Moje gorące ręce obejmowały jej zlodowaciałe policzki. Deyn wyglądała strasznie. Cała blada, jakby wychudzona, dłonie miała całe w czerwonych kreskach i fioletowych plamkach. Jej twarz diametralnie się zmieniła. Było widać ten sam wyraz twarzy, lecz zapadły jej się policzki, oczy miała popuchnięte, zmęczone, a na czole rósł ogromny siniak. Co jej zrobili? Kto jej to zrobił?! – myślałem. Na samą myśl o tym co ona przeszła i na widok otaczającej jej kałuży krwi popłakałem się. Zabiję tego kto jej to zrobił. Zabiję każdego kto ją tknął!!! Płakałem jak małe dziecko, mocząc poszarpane ubranie mojej dziewczyny. Oczy miała zamknięte, nie reagowała na moje słowa, na moje łzy.
- Deyn? Deyn, skarbie? Obudź się! – szeptałem do ucha dziewczyny dusząc się płaczem. Oparłem swoje czoło o jej i zbliżyłem do jej ust. Nie słyszałem oddechu, ani bicia serca. W mojej głowie rodziło się tysiące myśli. Kto jej to zrobił? Dlaczego? Niczego nie byłem tak pewny jak tego, że zabije każdego kto ją skrzywdził! Nie wiem czy bardziej się cieszyłem, że ją znalazłem, czy byłem wkurzony i ogarnięty paniką. Wycierałem łzy i próbowałem odsznurować wiążące ją liny. Przed oczami miałem mgłę, wszystko było rozmazane.
Wziąłem ją na ręce i najszybciej jak potrafiłem, wybiegłem w pomieszczenia. Czułem się jakbym grał w jakimś chorym filmie. Kręciłem się z Deyn na  ramionach po całym lesie. Nie wiedziałem w którą stronę mam iść, jak nas uratować! Zatrzymałem się, gdy budynek znikł mi z oczu i ułożyłem ja delikatnie na ziemi. Klękałem nad jej ciałem, jakbym widział je ostatni raz, ciągle modląc się do Boga. Dziewczyna nie ruszała się, nie dawała żadnych oznak życia. Położyłem moją zapłakaną twarz na jej zimnym, zakrwawionym brzuchu. Tuliłem ja tak mocno, jakby to był ostatni raz, mimo, że nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Boże, dlaczego nas tak doświadczasz?! Co ci zrobiliśmy? Dlaczego ona? Moja mała, Kochan Deyn…cząstka mnie!. I ponownie przed moimi oczami pojawiły się sceny z naszego życia, zarówno te radosne jak i smutne. Nie zabieraj mi jej! Nie teraz, Boże!!! Czułem jak coś rozrywa mnie od środka miałem ochotę tak leżeć, nie odrywając się od niej. Nagle poczułem zimną dłoń głaszczącą moje włosy. Oderwałem się z uścisku i zapłakanymi, przymrużonymi oczami spojrzałem na jej twarz, która wykrzywiła się w grymasie. Szybko wstałem z niej, aby nie sprawiać bólu, lecz to nie pomogło. Dziewczyna zaczęła kaszleć, a z jej ust wypłynęła czerwona ciecz. Nie otwierając oczu skierowała swoją trzęsącą się dłoń w stronę podbrzusza. Widziałem jak pojedyncze łzy spływają po jej policzku. Deyn zwinęła się powolnie w kłębek, jakby chciała uchronić się od ciosu. Nie wiedziałem co robić! Chciałbym móc na siebie przerzucić jej cierpienie, ale nie mogę.
- Deyn, kochanie. Co ci się stało? Gdzie cię boli? – pytałem wystraszony. Moje oczy powiększyły się, wyczekując odpowiedzi. Po chwili Deyn spojrzała na mnie. Niczego tak się nie bałem jak jej spojrzenia. Było w nim tyle cierpienia, bólu, nienawiści, że nie mieściło mi się to w głowie. Widziałem tylko brązowe tęczówki, okrążone w czerwonych od płaczu białkach. Dziewczyna przytknęła dłoń do ust i ponownie zaczęła kaszleć, wypluwając litry krwi. Chciałem jej pomóc, jakoś to zastopować, ale każdy mój dotyk sprawiał jej ból. Gdy tylko czuła moją rękę na swoim ciele, na jej twarzy malowało się …obrzydzenie?
- Ko ko kocham cię Justin, ale…kocham, ale…nie dotykaj…- mówiła z wielkim trudem, lecz nie dokończyła, gdyż z jej ust krew zaczęła płynąć strumieniem.

Nie mogłem na nią patrzeć, moje serce pękało, gdy ją taką widziałem. Niosłem 58 kilo przez cały las. Nie narzekałem na ból ramion. To taki przyjemny ból, przeniósł bym ją jeszcze raz.
Już z przyzwyczajenia co pięć minut oglądałem się za siebie, aby upewnić się, że nikt za nami nie idzie, by mieć pewność, że nic nam nie grozi.
Gdy wreszcie byliśmy przed domem Deyn, dziewczyna jakby wracała do życia. Mrużąc oczy wymamrotała kilka niezrozumiałych słów i ponownie opuściła głowę.
Przed domem widziałem jej ciotkę, moją matkę, Sophie, Harry’ego i resztę. Cała ulica zastawiona była wozami policyjnymi, a sami obrońcy prawa próbowali odgonić gapiów i przesłuchać rodzinę jednocześnie. Ciężko dysząc i cały zapłakany krzyknąłem o resztkach sił „Znalazłem ją”. Momentalnie wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę. Nie wiedziałem nawet kiedy, nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy, ktoś wyrwał mi Deyn z rąk. Pamiętam tylko bladą twarz zmartwionej cioci, która całowała mi ręce w podzięce i moją mamę, która ze zdenerwowaniem pytała „Co się stało? Kto ją porwał?”. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, otwierałem usta, lecz żadne słowa z nich się nie wydostawały. Musiałem wyglądać idiotycznie. Pamiętam tylko tyle, że upadłem na zimną jezdnię…zemdlałem…
   * Następnego dnia *
Stałem na korytarzu holu szpitalnego tuż przed salą Deyn. Nerwowo chodziłem to w jedną to w drugą stronę, widziałem spojrzenia ludzi, którzy byli tam ze mną. Denerwowało ich to.  Ciocia dziewczyny i moja mama siedziały razem rozmawiając o tym co się stało. Sam nie wiele wiedziałem, Deyn nic mi nie powiedziała, więc nie mogłem im nic powiedzieć. Cała reszta czyli Harry, Drake, Mat i April stali naokoło Sophie, próbując ją pocieszyć. Dziewczyna była w strasznym stanie, ciągle płakała, mówiła, że to jej wina, nie dało jej się nic przetłumaczyć. Oparłem się plecami o zimną ścianę, spoglądając prosto w szybkie w drzwiach do sali, gdzie leżał mój anioł. Widziałem jak kilka pielęgniarek przyczepia rurki do jej ciała, a dwóch lekarzy intensywnie o czymś dyskutuje. Powędrowałem wzrokiem w górę, w kierunku jej twarzy. Bałem się tego widoku. Mimo, że (jak wcześniej mówił lekarz) Deyn była w śpiączce jej usta wykrzywione były w grymasie. Jej piękne zawsze różowe policzki, teraz pokryte były czerwonymi szramami. Zamknąłem oczy, próbując zakryć łzy i odwróciłem twarz w drugą stronę chcąc "schować" ból, który nie ustępował. Nagle poczułem wibracje w telefonie. Powoli wyciągnąłem smartfona z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. To Scooter.
- Siema Justin! Co się z tobą do cholery dzieje?! Gdzie ty w ogóle jesteś, mógłbyś powiedzieć? Media nie dają mi spokoju! – powiedział jakby z lekkim wyrzutem. Mimo wyczuwalnego wkurzenia, w jego głosie dało się też usłyszeć radość.
- Cześć Scooter. Słuchaj, bo to ważne. Weź udziel jakiegoś wywiadu, nie wiem…że chwilowo zawieszam karierę. Nie umawiaj mnie na żadne wywiady, żadne trasy koncertowe, na nic, rozumiesz?! Powiem ci gdzie jestem, gdy uznam że to odpowiedni moment. Przepraszam, wiem jak się starasz i ile poświęcasz, ale wszystko mi się pieprzy. Kocham muzykę, kocham to co robię, ale mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Do usłyszenia Scooter. – powiedziałem i rozłączyłem się. Nie chciałem słuchać jego namawiań żebym zmienił decyzje. To straszne, że muszę zostawić to co uwielbiam robić, ale są rzeczy i osoby które kocham bardziej i które mnie potrzebują. Scooter dzwonił do mnie jeszcze kilka razy, a ja za każdym razem odrzucałem połączenia. Po chwili z sali wyszedł lekarz i pielęgniarki.
- Pacjentka jest w śpiączce, naprawdę trudno mi określić ile to potrwa. Na dziś dzień jest stan jest stabilny. Mogą państwo ją odwiedzić, ale pojedynczo. – powiedział dr.Green i pożegnał nas uśmiechem. 
Ruszyłem w kierunku Sali odprowadzany przez wszystkie spojrzenia. Wszedłem do środku, a serce o mało co nie wyskoczyło mi z piersi....
_____________________________________________________________________________
Tak wiem, długi i beznadziejny! Przepraszam, nie wiem czemu ten rozdział wyszedł taki dupny. W mojej głowie wyglądał znacznie inaczej. Był bardziej wzruszający. Nie wiem, mam takiego doła, jestem beznadziejna… Przepraszam, że to tak debilnie wyszło :,(
Przy ostatniej notce miały być 23 kom, aby był nn, ale uznałam, że to głupi pomysł. Było 18 kom, i za to was kocham. 
Wy się tym męczyliście i ja się męczyłam bo chciałam ruszyć z opowiadaniem, a komentarzy wciąż brakowało. Więc teraz nie bd czegoś takiego. Będę dodawać regularnie co 2,3 dni, nie zważając na liczbę komentarzy, ale oczywiście zachęcam was do zostawienia czegoś po sobie :)
Aaa i widzę kilka nowych blogerek, które znalazły chwilę i wpadają na mojego bloga. Dziękuję za miłe słowa i zapraszam codziennie :* <3 Kocham Was :***

12 komentarzy:

Olcia50514 pisze...

Jezu kocham cie ja się popłakałam <33333333 Zaglądam tu codziennie :P



http://u-smile-i-smileee.blogspot.com/

Wiktoria pisze...

Beznadziejny ? Dziewczyno on był niesamowity ! Ryczałam . Widzisz do czego potrafisz doprowadzić człowieka . Jejciu , nareszcie znalazł ją <3 ja na początku myślałam , że nie żyje :/ ale całe szczęście jest już bezpieczna . Matko niesamowity rozdział i pamiętaj nigdy masz nie myśleć , że masz beznadziejny rozdział , czytam to opowiadanie od początku i ani razu nie było beznadziejnego albo nawet słabego rozdziału . Jesteś niesamowita , pamiętaj <3

Anonimowy pisze...

doskonały;*

Anonimowy pisze...

Zapraszam na nowy rozdział na:
http://justinpamelalove.blogspot.com/
A oto link do rozdziału 10:
http://justinpamelalove.blogspot.com/2013/07/rozdzia-10-by-miy-gest-z-jego-strony.html

Anonimowy pisze...

nic dodać nic ująć ;* po prostu idealnyy ;*

Sandziv pisze...

wspaniały ♥
u mnie nowy : http://fanfiction-justinbieber-believe.blogspot.com/

Unknown pisze...

Rozdział zajebisty! Genialny! ;* Ryczałam! ;x Kocham to! ;* Zapraszam do siebie:
http://because-i-loved-youx3.blogspot.com/

Unknown pisze...

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Popłakałam się <3
Zajebisty rozdział
Kocham cię i twojego bloga <33;**
Ps. Wpadniesz NEW..
http://szukajac-doroslosci.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

Rozdział świetny:ooo*.*

jeśli jesteś zainteresowana zwiastunem na bloga zapraszam do:
http://zwiastunowa-garderoba.blogspot.com

Unknown pisze...

Właśnie czytam II rozdział ale już nadrabiam wszystkie, bo mi się podoba.. <3

http://becauseofyou-jb.blogspot.com/

Unknown pisze...

Przeczytałam cały i to jest takie akjhsidhufhfjg.... Weź mnie informuj oki? : @landelle98 na tt albo na blogu http://becauseofyou-jb.blogspot.com/ <3

Unknown pisze...

Ok, nie ma sprawy :)) <3

Prześlij komentarz

Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział? Jeśli tak. KOMENTUJECIE. To naprawdę niesamowite uczucie kiedy widzisz chociaż ten jeden komentarz. Od razu chce ci się pisać nowy rozdział!
Pozdrawiam :P
~`Julaa