czwartek, 8 sierpnia 2013

Bardzo Wazne !

Wiem, ze zapewne liczyliście, że pojawi się tu nowy rozdział, lecz musze was rozczarować. Nowego rozdziału nie będzie chyba aż do następnego tygodnia. A dlaczego? Rozwaliłam laptopa dzień po dodaniu ostatniego rozdziału i totalnie się załamałam. Miałam dodać nowy rozdział na tablecie, ale okazało się, że nie odbiera mi tam internet, później chciałam zalogować się na telefonie i coś dodać, ale w wersji dla telefonów komórkowych nie było możliwości logowania się! No myślałam, że szlak mnie trafi!!! Ale ostatecznie znalazłam przycisk " widok jak w komputerze" i udało mi się zalogować, więc piszę do was...
zdaję sobie sprawę, że przez moją tak długą nieobecność na blogu straciłam mnóstwo czytelników.  Przepraszam was... wiem, znowu przepraszam, ale nie mam wyjścia ; ( nastepna notka będzie za około tydzień, kiedy tylko mój laptop wróci z naprawy. Liczę,  że nie opuściłyście mojego bloga, lub powrócicie do czytania. Już mnie palce bolą od pisania, więc nie będę mówić jak bardzo was uwielbiam i kocham. ;*** chyba to juz wiecie :** ? Kolejnymi osobami, które chciałabym przeprosić są wszystkie blogerki, ktorych bloga czytam i komentuje. Was też bardzo przepraszam za tak długą nieobecność.  Kocham was i wasze blogi i gdy tylko będę miała dostęp do laptopa wszystko nadrobie! ;****
Teraz czas, aby przyznać wam się do czegoś. ;/ ; ((
nie miałam pojęcia co miałam z tym wszystkim robic! Byłam pewna, ze zapomniałyście o mnie... zastanawiałam sie nad usunięciem bloga. Gdybym poważnie tego wszystkiego nie przemyślała, to prawdopodobnie teraz pisała bym coś w stylu : " bardzo was Przepraszam, ale usuwam bloga". Miałam kilka przemyśleń. .. pierwszym z nich było usunięcie lub zawieszenie bloga. Ale była to ostateczność. Na samą myśl o tym zaczynałam płakać.  Doszłam już tak daleko!!! 20 rozdziałów, stałe czytelniczki, ponad 10 tys. Wyświetleń i zazwyczaj około 15 komentarzy przy notce!! ;**. Weszłam na bloga, przyjrzalam się mu dokładnie. .. był taki jaki o jakim zawsze marzyłam ! I przypominając sobie wasze ostatnie komentarze doszłam do wniosku, że ten pomysł odpada! ;** myślałam też o tym, aby znaleźć nową blogerke! To te był głupi pomysł, bo nie moglabym spać po nocach, wiedząc, że nie ja napiszę 21 rozdział ;/ ; (. Postanowiłam zostawić bloga, nadal go pisać... następny rozdział jak już wam mówiłam bd za tydzień... chyba że  uda mi się cos napisać na telefonie. ;*** byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście zostawiali komentarze pod tym postem. Wiedziałabym ile was zostało ;*** jeszcze raz was bardzo przepraszam i zapraszam do czytania.  ;*** kocham ! <33

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział XX

Pocałowałem ją w czubek głowy i zapach jej czekoladowego szamponu wypełnił moje nozdrza.
 * * * 
- Panie Bieber, bardzo mi przykro. Niestety jest za wcześnie, aby ustalić co dokładnie dolega pani Allen, nigdy nie spotkałem się z czymś takim, ale moim zdaniem to początki schizofrenii. - powiedział psychiatra w Miejskim Szpitalu Psychiatrycznym im. Jones'a Duhamana. Deyn była jak wygrana na loterii. Jakbym trafił szóstkę i wygrał miliony - tak się czułem mając ją przy sobie. Nasze życie przypomina jakieś pieprzone przygody zakochanych z jakiegoś głupiego serialu. T wszystko co się zdarzyło, odwróciło moje życie do góry nogami. Nie jestem pewien, czy to dzieje się na prawdę, to niemożliwe...To wszystko jest takie dziwne, ale jak się pieprzy to wszystko po kolei. Nie wiem czy Bóg chce Nas doświadczyć, chce pokazać, że jesteśmy sobie pisani? Wiem, że ją kocham. I żadna choroba, żadne cierpienie tego nie zmieni. 
"...ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci."
Ona jest dla mnie wszystkim, jest całym moim światem! Kocham ją. Dla niej będę silny, będę pomagał, nie opuszczę jej.                            
                                                                                   4 Miłość cierpliwa jest, 
łaskawa jest. 
Miłość nie zazdrości, 
nie szuka poklasku, 
nie unosi się pychą; 
5 nie dopuszcza się bezwstydu, 
nie szuka swego, 
nie unosi się gniewem, 
nie pamięta złego; 
8 Miłość nigdy nie ustaje, 
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą, 
albo jak dar języków, który zniknie, 
lub jak wiedza, której zabraknie. 

   *( 1 List do Koryntian )
Będę walczył o NAS.
 * * *
Stałem na korytarzu i czekałem na mamę, Sophie i Drake'a. Gdy tylko zobaczyłem ich zmartwione twarze, idące w moim kierunku, od razu w myślach podziękowałem Bogu, za tak wspaniałych przyjaciół.
- I co z nią? Co z Deyn? - zapytała zdezorientowana Sophie. Dziewczyna zatrzymała się metr ode mnie i ściskając w dłoni swojego smartfona oczekiwała na odpowiedź. Moja mama, podeszła do mnie i kładąc mi rękę na ramieniu, powtórzyła to samo pytanie.
- Lekarze podejrzewają schizofrenie. Ale to jeszcze nie jest pewne. Doktor radził, aby została tu kilka dnia na obserwacji, i wtedy będą mogli zadecydować co dalej robić. - powiedziałem przecierając oczy ze zmęczenia. Nie spałem od kilku dni, i mimo pobladłej twarzy i sinych worków pod oczami, trzymałem się w miarę dobrze.
- Boże...- wyszeptała Sophie zakrywając usta ręką. Po policzkach dziewczyny spłynęły łzy, których nie próbowała ukrywać. Jak tu być twardym, gdy wszyscy w około ulegają emocjom ?! Drake przytulił dziewczynę i dał jej całusa w czubek głowy, szepcząc przy tym "Wszystko się ułoży".
- Justin, jedź do domu. Prześpij się, my tu zostaniemy, zaraz z resztą przyjedzie Eris i reszta. Ledwo co stoisz na nogach. - powiedziała zmartwiona mama.
- Czuję się dobrze. - wymamrotałem siadając na ławce.
- Justin...
- Nie mamo! Czuje się dobrze! Zostaje tu na noc, a ty jedź do domu i podrzuć mi jakieś ciuchu.. jak być mogła..- powiedziałem ożywiony. Przejechałem dłońmi po twarzy, próbując się trochę rozbudzić. Pomogło. Byłem gotowy do działania!
 * Następnego dnia *
Lekarz pozwolił mi się z nią zobaczyć, pozwolił nawet wyjść na dwór, ale tylko przy asystencji pielęgniarki.

Dziewczyna ubrana była w białą "piżamę" do kostek. Prowadzona była przez ciemnoskórą pielęgniarkę o miłym wyrazie twarzy.
- Deyn, teraz pójdziesz z Justinem na dwór. Usiądziecie na ławce, porozmawiacie...- tłumaczyła mojej dziewczynie. Ta, rozglądała się z podziwem po całej sali, uśmiechając się co chwilę. Podszedłem do niej bez słowa i złapałem za rękę. Zdziwił mnie brak reakcji z jej strony. Szliśmy długim, jasnym korytarzem, aż wreszcie dotarliśmy na tyły placówki. Ogród był cudowny. Pełno zieleni, kwiatów, z wielką fontanną na środku. Deyn nieudolnie próbowała biec, lecz każdy jej krok kończył się potknięciem. Na jej twarzy pojawiał się grymas, później uśmiech, a następnie nieznany mi dotąd wyraz. Usiedliśmy na ławce. Dziewczyna nie była zainteresowana rozmową. Zachwycała się latającymi motylami i próbowała łapać każdego z nich. Spojrzałem na nią i widząc jak wszystko wywołuje niedowierzanie na jej twarzy, przypominałem sobie gdy ją pierwszy raz zobaczyłem. Jak zachwyciła mnie jej uroda. Pamiętam moje pierwsze, poważne wyznanie:
"Znamy się już 45 dni. To wystarczyło, żebym się w tobie zakochał. Z każdym dniem, z każdym wypowiedzianym przez ciebie słowem zakochuję się w tobie coraz mocniej. Serce mi pęka gdy widzę jak płaczesz. Chce być tym jedynym Deyn. Kocham cię.  Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego, nigdy tak nie kochałem. Jestem w stanie oddać za ciebie i dla ciebie wszystko. Kocham cię, Deyn "
 - Deyn chciałbym ci coś powiedzieć. - zacząłem zdenerwowany.
- Poczekaj. - zaśmiała się. - Poczekaj, poczekaj, poczekaj. - klaskała w dłonie z uśmiechem na twarzy - mam coś dla ciebie! - zdziwiło mnie to.  Uśmiechnąłem sie w jej stronę i czekałem co mi pokaże...
____________________________________________________________________
PRZEPRASZAM! Miałam dodać kilka dni temu, ale na prawdę nie miałam czasu! Proszę, zrozumcie. Mam prace wakacyjną - rozdawanie ulotek! ;p Niby nie aż takie ciężkie, ale cały dzień na mieście, w upale... i nikt nie chce brać tych ulotek!! Następny w niedzielę, albo późno w sobotę, bo mam wolne więc na BANK będzie nowy! Mogę wam podpowiedzieć, że coś już się niby zacznie naprawiać, ktoś się znajdzie, ale i bolesna prawda wyjdzie na jaw! Czy Justin to wytrzyma?! Czytajcie... :* Aaa i mam dla was niespodziankę! Trudno mi na razie określić jej termin, ale już nie długo <333
CZYTASZ=KOMENTUJESZ! :**

środa, 17 lipca 2013

Rozdział XIX

"Boże..." - pomyślałem...
Siedziałem tam jak jakiś odmieniec. Prze kilka pierwszych minut próbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego znowu my? Później próbowałem się skupić, na tym, jak mam nam pomóc, a na końcu wybuchłem płaczem słysząc cichy śmiech dziewczyny. Co teraz będzie? Co ja ma kurwa teraz robić? Jak ona nigdy nie wyzdrowieje?...Ze strachem w oczach spojrzałem na nią... Deyn siedziała na fotelu i mamrotała coś pod nosem, bujając się w kilka stron jednocześnie. Chciałem podejść, przytulić ją, powiedzieć jak bardzo ją kocham, ale im byłem niej bliżej, tym mocniej ona zaczynała płakać i krzyczeć. Kocham ją, mimo tego, że mnie nie poznaje, lub nie chce mnie poznać. Moje uczucia się nie zmieniły, wręcz przeciwnie, są coraz większe, lecz, gdy widzę jakie ja u niej wywołuje zachowania to płakać mi się chcę! Lekarz ponownie spojrzał na dziewczynę i pod presją policji zaczął zadawać jej pytania. Jeden z policjantów włączył dyktafon i na małej karteczce zawzięcie coś notował. 
- Deyn. Jestem doktor Green. Chciałbym z tobą porozmawiać o kilku sprawach. - powiedział najmilej jak tylko potrafił. Położył ręce na kolanach i z niecierpliwością wyczekiwał na odpowiedź. Moje podpuchnięte i zapłakane oczy skierowały się w stronę mojej dziewczyny. 
- Dzień dobry panie doktorze. Jestem Deyn i bardzo chętnie z panem porozmawiam. - wyrecytowała jak dziecko w podstawówce i na zakończenie wzięła głęboki wdech. Na jej twarzy widać było stres, a nieobecne oczy spoglądały gdzieś w dal, zza okno. Dłonie miała ułożone wzorowo na kolanach, lecz po chwili nie zwracając na nikogo uwagi zmieniła pozycje. Nogi miała pod pośladkami i ze stresu wkładała palce do ust.
- To bardzo dobrze. Czy chcesz żeby oni wszyscy tu zostali? - zapytał wskazując na każdego z nas po kolei. Przez kilka sekund dziewczyna spoglądała w oczy jednego policjanta, później w oczy drugiego. Gdy jej wzrok zatrzymał się na mnie jedna, pojedyncza i bardzo obfita łza spłynęła po jej policzku. I w tej właśnie chwili iskra nadziei ponownie zabłysła. Czułem, że mnie pamięta. Że coś czuje. Była jakby styknięciem dwóch osób. Raz moją Deyn, kochaną, później zmieniała się w zupełnie inną, nieznaną mi osobę. Z grymasem spojrzała ponownie na lekarza.
- To jest mój chłopak. Chce żeby tu był, bo go bardzo mocno kocham. - powiedziała. Gdy usłyszałem te słowa radość przyćmiła mi cały świat. Przetarłem oczy i spojrzałem na Deyn. Czyżby to było tylko chwilowe? Nie wiem, ale teraz gdy mam podparcie, teraz gdy mam pewność, że mnie kocha to będę o nas walczył.
"Spotykacie się, nawet codziennie. Chodzicie na spacery, całujecie, spędzacie wspólne noce. Oglądacie razem telewizję i robicie wspólne śniadania - twierdzisz, że to prawdziwa miłość? Mylisz się. Spróbuj przetrwać przy Jej łóżku szpitalnym przez siedem dni, non stop, z prawie zerową liczbą godzin snu. Podnieś z gleby, gdy będzie tak pijana, że nie będzie miał siły iść. Przetrwaj kłótnię, w trakcie której rozwali sobie rękę o ścianę, i rozjebie butelkę wódki przed Tobą. Złap za rękę pomimo tego, że każdy będzie przeciwny. Kochaj . Nawet wtedy gdy będzie milion kilometrów stąd. To jest właśnie miłość." To czuje do Deyn, to wszystko dla niej robię. To jest miłość...
- Siedziałam sobie w domu i wtedy dostałam sms-a. - mówiła z przekonaniem jakby czytała bajkę dzieciom w przedszkolu. Nie brała tego na serio, bawiła się tym, lecz mimo to wierzyłem w każde jej słowo. - To od ciebie! - wskazała na mnie palcem. Bardzo mnie to zdziwiło, bo dokładnie pamiętam, że nic takiego nie zrobiłem, co do cholery!!?? - I tam było napisane, w tym sms-ie, że chce się spotkać. I ja się bardzo ucieszyłem i szybko wyszłam z domu. I szukałam o długo po parku, ale on mi nie odpowiadał. Bałam się, że jednak mnie nie kocha i sobie ze mnie żartuje i poczułam jak ktoś mnie dotyka, to był ten mężczyzna. On mnie dotykał i całował, a ja tak bardzo tego nie chciałam...-mówiła i mimo przejętego uśmiechu na twarzy z oczu popłynęły jej łzy pełne bólu. Zacisnąłem zęby w złości, robiąc to samo z pięściami, chcąc aby nikt tego nie zauważył. Pochyliłem głowę, wpatrując się w buty i chowając łzy, którego szybko spływały po moich policzkach. Przysięgam, że zabiję tego, który jej to zrobił! Będę go szukał, a jak już znajdę to zabiję! Za to wszystko co jej zrobił! Ktoś powiedział kiedyś "To nie takie jednak proste spojrzeć, gdy się spojrzeniem dotyka bólu.", miał rację. - I później straciłam przytomność, i później się obudziłam w jakimś dużym budynku, i.. i on mnie bardzo skrzywdził. Bardzo mnie bolało i krew mi mocno leciała...- opowiadała, a w tej chwili ten ironiczny uśmiech zniknął z jej twarzy, Deyn zaczęła płakać, łapiąc się jednocześnie jedną ręką za podbrzusze. Z hałasem odsuwając ze sobą krzesło podbiegłem do niej i mocno ją przytuliłem. Czułem się jak zawsze. Pocałowałem ją w czubek głowy i zapach jej czekoladowego szamponu wypełnił moje nozdrza.
____________________________________________________________________________
Cześć kochane! <3 Jest następny! I jak? Wiem, że za często to powtarzam, ale "o wiele lepiej brzmiał w mojej głowie". Następny będzie o niebo lepszy ( postaram się ) bardziej wzruszający i w ogóle BARDZIEJ ^^. Dodam go już niedługo, chyba za 2 dni, bo mam w połowie napisany :* :)
Liczę, na szczere komentarze :***

niedziela, 14 lipca 2013

NOMINACJE!!!

Cześć wszystkim! Właśnie dowiedziałam się, że zostałam nominowana do The Versatile Blogger przez http://nowewcieleniejustinabiebera.blogspot.com/http://selena-and-justin-my-story.blogspot.com/ i  http://thelovestoryforyou.blogspot.comhttp://becauseofyou-jb.blogspot.com za co bardzo im dziękuję :* Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego! Jestem nowa, bloga prowadzę trochę ponad miesiąc a tu już trzy nominacje! Dziewczyny jesteście niesamowite!! Jestem bardzo szczęśliwa, bo to pokazuję, że to co robię jest docenianie. Jestem nowa w te klocki i nie wiem za bardzo o co w tym chodzi, ale postaram się wypełnić wszystkie zalecenia <3
Zasady konkursu:

1) Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2) Pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu.
3) Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4) Nominować 15 blogów które na to zasługują.
5) Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

    7 Faktów O Mnie

1. To mój drugi blog w życiu :)
2. Nie mam pojęcia o co chodzi w takich konkursach :/
3. Kocham moje czytelniczki.
4. Jestem Julia.
5. Uwielbiam truskawki w czekoladzie ^
6. Uzależniłam się od internetu.
7. Cenie szczerość, a nie hejty. :p

    NOMINOWANE BLOGI:

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział XVIII

- Pacjentka jest w śpiączce, naprawdę trudno mi określić ile to potrwa. Na dziś dzień jest stan jest stabilny. Mogą państwo ją odwiedzić, ale pojedynczo. – powiedział dr.Green i pożegnał nas uśmiechem. 
Ruszyłem w kierunku Sali odprowadzany przez wszystkie spojrzenia. Wszedłem do środku, a serce o mało co nie wyskoczyło mi z piersi. Moja Deyn. Moja kochana Deyn...Taka bezbronna... Na sam widok mojej dziewczyny przytwierdzonej do łóżka,łzy spłynęły mi po policzku. Ma jej twarzy pojawił się grymas, jakiego jeszcze nie widziałem. Usiadłem na krzesełku obok łóżka i objąłem jej zimną dłoń. Pocałowałem ją delikatnie i nadal ją trzymając, zacząłem mówić.
- Deyn, wiesz, że jesteś dla mnie całym światem!? Kocham cię, nie wiem co bym bez ciebie zrobił! Proszę cię, nie zostawiaj mnie, nie teraz, nie w takiej sytuacji...kocham cię, Deyn...- na ładnie. Miałem być twardy, miałem być podporą dla wszystkich, a sam ryczę jak małe dziecko. Nie mogłem przestać wylewać z siebie łez. To już takie przyzwyczajenie, taki nawyk, jak jedzenie. Przetarłem łzy i usiadłem obok niej na łóżku. Gdyby nie wszystkie te urządzenia, które wskazywały, że jej serce bije, bałbym się, że jest z nią coś nie tak. Leżała wyprostowana, cała blada. Koloru dawały jej jedynie liczne siniaki i zadrapania. Potrzebowałem jej. Potrzebowałem jak powietrza, jedzenia.. Jej dotyku brakowało mi cholernie. Nie zwracając na nic uwagi położyłem się obok niej na ciasnym łóżku. Złożyłem na jej policzku pocałunek. Nie odrywałem się od niej chyba przez kilka minut. Położyłem się, tuż obok, sprawiając, że czubki naszych głów się stykały. Pocałowałem ją w czoło, później ponownie w policzek. Boże, tak bardzo mi tego brakowało. Szczerze, liczyłem, że teraz się ocknie. Że obudzi się i pocałuje mnie jak nigdy, że razem gdzieś uciekniemy i będziemy mieć gromadkę dzieci. Nerwowo spoglądałem na wszystkie pikające urządzenia, nic. Na twarz Deyn. Zero ruchu. Kolejna łza spłynęła mi po policzku, przetarłem ją i powolnie, aby nie zrobił jej krzywdy położyłem głowę na jej klatce piersiowej. Czułem jej bicie serca! To niesamowite uczucie...
"Każdej nocy w moich snach
Widzę, czuję Cię,
Dzięki temu wiem, że istniejesz 
Daleko, przez odległość
I przestrzenie między nami
Musisz przyjść, pokazać, że istniejesz..." ( Celine Dion "My heart will go on )
- zanuciłem cicho wpatrując się w jej dłoń...
  * * * 
Było już grubo po pierwszej i sen boleśnie dawał o sobie znać. Gdy tylko na chwilę siadałem od razu powieki mi się zamykały i nie chciały otworzyć. Moja mama wróciła już do domu, ciotka Deyn musiała wracać do pracy, a cała reszta spała na kupie ( od aut.w sensie jeden na drugim  :D ) w kącie pod oknem. Usiadłem na fotelu i chcąc nie chcąc, przymknąłem powieki. Nagle poczułem na sobie czyjąś dłoń. Szybko się ocknąłem i przecierając oczy spojrzałem na mężczyznę. To doktor Green. 
- Panie Bieber, musimy porozmawiać. Proszę za mną, do mojego gabinetu. - powiedział i bez słowa ruszył w kierunku pokoju. Miałem chwilę zawahania, nie wiedziałem co się stało, lecz bezwładnie ruszyłem za nim.
Doktor otworzył drzwi i ruszył w kierunku biurka, ja za nim. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to dwóch policjantów, którzy stali na baczność obok lekarza. Byłem zdezorientowany, nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi.
- Chwila, co się dzieje?! Coś z Deyn?! - zapytałem, a raczej wykrzyczałem.
- Proszę usiąść, panie Bieber. - powiedział i wskazał na fotel obok którego stałem. Coraz bardziej zdenerwowany zrobiłem to co kazał wyczekując odpowiedzi. 
- A więc zacznę od początku. Dostałem wiadomość, że pacjentka wybudziła się ze śpiączki i jej stan jej stabilny...- mówił, lecz moja radość mu przerwała. Kamień spadł mi z serca, nie pamiętam kiedy ostatnio się tak cieszyłem. Jednak to co powiedział, sprawiło, że uśmiech znikł mi z twarzy. - Zrobiliśmy wszystkie potrzebne badania, które wykazały, że Deyn Allen została ofiarom kilkakrotnego gwałtu. - świat mi się za walił. Po tych słowach, łzy pociekły mi po policzkach, nie wiem nawet jak mam opisać uczucia, które mi wtedy towarzyszyły. Moja Deyn, mała, niewinna Deyn...Kto jest takim bydlakiem, żeby robić takie rzeczy. Byłem taki wkurzony, że bez kontroli uderzyłem pięścią w biurko lekarza. - Spokojnie, to nie wszystko. Robiliśmy dodatkowe badania, które nie wykazały żadnych uszkodzeń wewnętrznych ciała. Obawialiśmy się również, że mogło dojść do zapłodnienia, jednak nic takiego nie miało miejsca. Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Policja musi przesłuchać ofiarę, aby mieć chociaż jakieś podstawy do wszczęcia śledztwa. Jednak mogą być z tym pewne problemy...- powiedział i się zawahał.
- Jakie kurwa problemy? - wybuchłem niekontrolowanie. Co się znowu stało?! Boże... zmęczenie i chęć położenia się w łóżku nagle ustały. 
- Spokojnie. Nie jestem pewny, ale podejrzewam u pana dziewczyny objawy choroby psychicznej wywołanej ostatnimi przeżyciami. Nie jestem lekarzem psychiatrą, ale radzę panu jechać tan z pacjentkom i wykonać odpowiednie badania. Wiem, że to dla pana ciężkie, ale naprawdę proszę się uspokoić. - mówił, widząc złość która mnie ogarniała. Świat mi się zawalił. To niemożliwe, przecież to wszystko niemożliwe... serce mi pękało, czułem się jakby ktoś wyrywał mi je po kawałku, a ono znowu odrastało, i tak co chwile. - Deyn zaraz tu przyjdzie zeznawać. Nie wiemy na ile możemy jej wierzyć, ale nie mamy innego wyboru. - mówił i w tej chwili drzwi od gabinetu otworzyły się i zauważyłem w nich moją ukochaną w towarzystwie dwóch pielęgniarek. Deyn ubrana była w długą białą szpitalną piżamę, a dłonie miała całe w bandażach. Na jej bladą twarz spadały grube kosmyki włosów. Widziałem tylko skrawek jej ust, które wykrzywiały się w nieznanym dla mnie uśmiechu pełnym pogardy i wyższości. Kobiety zaprowadziły Deyn na fotel obok mnie i opuściły pokój. Głowa rozbolała mnie od natłoku zdarzeń i myśli, kolejne łzy spłynęły mi po policzkach. Szybko je przetarłem, próbując grać twardziela.
- Kochanie...- wyszeptałem prawie bez dźwięku i położyłem dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna odsunęła się ode mnie razem z krzesłem i zaśmiała głośno i donośnie. Nie był to zwykły śmiech. Taki jaki można było usłyszeć w horrorach. Dziewczyna Odgarnęła włosy skrywające jej twarz i wtedy ujrzałem coś strasznego. Wszystkie palce u prawej ręki miała powyginane w różne strony, a przeciwną dłoń miała całą sparaliżowaną. Spojrzałem w jej oczy. Tego bałem się najbardziej. Nie widziałem już w nich Deyn, tylko szatana...
"Boże..." - pomyślałem...
_____________________________________________________________________
I jak tam rozdział?? Nie wiem czy czytaliście moją "Uwagę", którą dodałam wczoraj, jeśli nie, to kieruje was teraz tam, przeczytajcie, bo jest tam to, co chciałabym wam teraz powiedzieć ( http://justinanddeynnmymirrorstaringbackatme.blogspot.com/2013/07/uwaga.html#comment-form ) 
Kocham Was :** <3

piątek, 12 lipca 2013

UWAGA!

Kolejna uwaga, tym razem zła! :(
Przepraszam was bardzo, ale rozdział jednak pojawi się jutro. Wiem, że obiecałam, miałam nawet połowę napisaną...dopisałam drugą i wyszło tak do dupy!! Jestem bardzo zmęczona, nie mam siły nawet logicznie myśleć, a co dopiero coś sensownego napisać :(( Obiecuję, że jutro bd następny! <33333333

Uwaga!

Wiem, że spodziewałyście się rozdziału, lecz tą notkę poświęcam, żeby coś Wam powiedzieć. Ale spokojnie, kolejny rozdział za godzinkę, lub dwie :) <3
Nie wiem czy ktoś to czyta, a są to słowa prosto z mojego serca. :* Pamiętam kiedy ponad miesiąc temu zakładałam tego bloga. Byłam taka zestresowana, chciałam zrobić to najlepiej jak potrafię, chciałam dać w siebie wszystko. Pierwszy rozdział czytałam kilka razy, poprawiałam, zmieniałam i w ostateczności pisałam go jeszcze raz. :p Miałam ambitne plany, rzucałam się z motyką na słońce, chciałam być najlepsza. Miałam wszystko ułożone, przemyślane, taka moja natura, lecz nie przemyślałam jednego - że tak bardzo się do tego wszystkiego przywiąże.  Teraz, piszę wszystko spontanicznie. :) 
Moim marzeniem było, i jest do dzisiaj, żeby chociaż w połowie dorównać najlepszym blogom w historii, na przykład "Danger". Dokładnie pamiętam, gdy zobaczyłam TEN pierwszy komentarz, pierwsze wejścia. To było niesamowite uczucie. Byłam taka radosna, szczęśliwa, cały dzień szczerzyłam się sama do siebie. To tylko dodało mi skrzydeł i nagle naszła mnie niepohamowana ochota na pisanie. Kocham was najbardziej na świecie :** Za te wszystkie komentarze, wejścia...za to, że JESTEŚCIE :* Naprawdę, nigdy bym nie uwierzyła, że ktoś będzie to czytał. :)) <333
Przyznam się, miałam chwile zawahania. Kilka razy chciałam zawieszać bloga... Ale od razu odsuwałam od siebie tą myśl. "Co ja kurwa wygaduje?!", przecież to kocham! Kocham Was :** Teraz wiem, że nigdy tego nie zostawię, gdy to opowiadanie się skończy ( nawet nie chcę o tym myśleć ! :( ) będą następne i następne...
Gdy tylko wchodzę na tego bloga, uśmiecham się, gdy widzę ile jest wejść, uśmiecham się jeszcze bardziej, a gdy widzę jakiś komentarz mam banana na twarzy :P :( <3333
Gdy tak sobie głębiej rozmyślam, coraz bardziej dociera do mnie jak kocham tego bloga, jak kocham WAS, i jak uwielbiam pisać. Gdy tylko mam chwile i mogę coś kliknąć na klawiaturze jestem wniebowzięta! <3 Uwielbiam to robić, gdy już zacznę nie mogę przestać. :)
Pamiętajcie, że Was kocham :* 
~ Jula <33 
Ps --> niedługo nowy rozdział :*********   <3

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział XVII

~Polecam czytać na zmianę przy "Hero"-Enrique Iglesias i "My heart will go on"-Celine Dion. Miłego czytania, komentujcie :* 
___________________________________________________________________________
Nic nie słychać, chyba nikogo nie ma. Otworzyłem powoli drzwi, zaskrzypiało w odpowiedzi. Moim oczom ukazała się wielka jasna sala. Cała wyłożona dużymi białymi płytami. Zauważyłem coś na środku. Dokładnie nie widziałem, bo akurat tan blask księżyca nie docierał. Trochę wystraszyłem, nie wiedziałem co to. Powolnym krokiem i jak najciszej potrafiłem ruszyłem w jego stronę. Im byłem bliżej, tym głośniej coś mi podpowiadało "Biegnij". Gdy byłem już kilka metrów od mojego "znaleziska", nie mogłem uwierzyć w to co widzę. To Deyn...
Na samym początku ogarnęło mnie dziwne uczucie. Czułem strach, połączony jakby z radością, byłem sparaliżowany od góry do dołu Nie wiedziałem co robić. Bałem się, ale nie wiem do końca czego.  Po kilku sekundach szoku i wpatrywania się w dziewczynę wreszcie byłem w stanie zadziałać. Podbiegłem do niej i objąłem jej twarz w dłonie. Moje gorące ręce obejmowały jej zlodowaciałe policzki. Deyn wyglądała strasznie. Cała blada, jakby wychudzona, dłonie miała całe w czerwonych kreskach i fioletowych plamkach. Jej twarz diametralnie się zmieniła. Było widać ten sam wyraz twarzy, lecz zapadły jej się policzki, oczy miała popuchnięte, zmęczone, a na czole rósł ogromny siniak. Co jej zrobili? Kto jej to zrobił?! – myślałem. Na samą myśl o tym co ona przeszła i na widok otaczającej jej kałuży krwi popłakałem się. Zabiję tego kto jej to zrobił. Zabiję każdego kto ją tknął!!! Płakałem jak małe dziecko, mocząc poszarpane ubranie mojej dziewczyny. Oczy miała zamknięte, nie reagowała na moje słowa, na moje łzy.
- Deyn? Deyn, skarbie? Obudź się! – szeptałem do ucha dziewczyny dusząc się płaczem. Oparłem swoje czoło o jej i zbliżyłem do jej ust. Nie słyszałem oddechu, ani bicia serca. W mojej głowie rodziło się tysiące myśli. Kto jej to zrobił? Dlaczego? Niczego nie byłem tak pewny jak tego, że zabije każdego kto ją skrzywdził! Nie wiem czy bardziej się cieszyłem, że ją znalazłem, czy byłem wkurzony i ogarnięty paniką. Wycierałem łzy i próbowałem odsznurować wiążące ją liny. Przed oczami miałem mgłę, wszystko było rozmazane.
Wziąłem ją na ręce i najszybciej jak potrafiłem, wybiegłem w pomieszczenia. Czułem się jakbym grał w jakimś chorym filmie. Kręciłem się z Deyn na  ramionach po całym lesie. Nie wiedziałem w którą stronę mam iść, jak nas uratować! Zatrzymałem się, gdy budynek znikł mi z oczu i ułożyłem ja delikatnie na ziemi. Klękałem nad jej ciałem, jakbym widział je ostatni raz, ciągle modląc się do Boga. Dziewczyna nie ruszała się, nie dawała żadnych oznak życia. Położyłem moją zapłakaną twarz na jej zimnym, zakrwawionym brzuchu. Tuliłem ja tak mocno, jakby to był ostatni raz, mimo, że nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Boże, dlaczego nas tak doświadczasz?! Co ci zrobiliśmy? Dlaczego ona? Moja mała, Kochan Deyn…cząstka mnie!. I ponownie przed moimi oczami pojawiły się sceny z naszego życia, zarówno te radosne jak i smutne. Nie zabieraj mi jej! Nie teraz, Boże!!! Czułem jak coś rozrywa mnie od środka miałem ochotę tak leżeć, nie odrywając się od niej. Nagle poczułem zimną dłoń głaszczącą moje włosy. Oderwałem się z uścisku i zapłakanymi, przymrużonymi oczami spojrzałem na jej twarz, która wykrzywiła się w grymasie. Szybko wstałem z niej, aby nie sprawiać bólu, lecz to nie pomogło. Dziewczyna zaczęła kaszleć, a z jej ust wypłynęła czerwona ciecz. Nie otwierając oczu skierowała swoją trzęsącą się dłoń w stronę podbrzusza. Widziałem jak pojedyncze łzy spływają po jej policzku. Deyn zwinęła się powolnie w kłębek, jakby chciała uchronić się od ciosu. Nie wiedziałem co robić! Chciałbym móc na siebie przerzucić jej cierpienie, ale nie mogę.
- Deyn, kochanie. Co ci się stało? Gdzie cię boli? – pytałem wystraszony. Moje oczy powiększyły się, wyczekując odpowiedzi. Po chwili Deyn spojrzała na mnie. Niczego tak się nie bałem jak jej spojrzenia. Było w nim tyle cierpienia, bólu, nienawiści, że nie mieściło mi się to w głowie. Widziałem tylko brązowe tęczówki, okrążone w czerwonych od płaczu białkach. Dziewczyna przytknęła dłoń do ust i ponownie zaczęła kaszleć, wypluwając litry krwi. Chciałem jej pomóc, jakoś to zastopować, ale każdy mój dotyk sprawiał jej ból. Gdy tylko czuła moją rękę na swoim ciele, na jej twarzy malowało się …obrzydzenie?
- Ko ko kocham cię Justin, ale…kocham, ale…nie dotykaj…- mówiła z wielkim trudem, lecz nie dokończyła, gdyż z jej ust krew zaczęła płynąć strumieniem.

Nie mogłem na nią patrzeć, moje serce pękało, gdy ją taką widziałem. Niosłem 58 kilo przez cały las. Nie narzekałem na ból ramion. To taki przyjemny ból, przeniósł bym ją jeszcze raz.
Już z przyzwyczajenia co pięć minut oglądałem się za siebie, aby upewnić się, że nikt za nami nie idzie, by mieć pewność, że nic nam nie grozi.
Gdy wreszcie byliśmy przed domem Deyn, dziewczyna jakby wracała do życia. Mrużąc oczy wymamrotała kilka niezrozumiałych słów i ponownie opuściła głowę.
Przed domem widziałem jej ciotkę, moją matkę, Sophie, Harry’ego i resztę. Cała ulica zastawiona była wozami policyjnymi, a sami obrońcy prawa próbowali odgonić gapiów i przesłuchać rodzinę jednocześnie. Ciężko dysząc i cały zapłakany krzyknąłem o resztkach sił „Znalazłem ją”. Momentalnie wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę. Nie wiedziałem nawet kiedy, nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy, ktoś wyrwał mi Deyn z rąk. Pamiętam tylko bladą twarz zmartwionej cioci, która całowała mi ręce w podzięce i moją mamę, która ze zdenerwowaniem pytała „Co się stało? Kto ją porwał?”. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, otwierałem usta, lecz żadne słowa z nich się nie wydostawały. Musiałem wyglądać idiotycznie. Pamiętam tylko tyle, że upadłem na zimną jezdnię…zemdlałem…
   * Następnego dnia *
Stałem na korytarzu holu szpitalnego tuż przed salą Deyn. Nerwowo chodziłem to w jedną to w drugą stronę, widziałem spojrzenia ludzi, którzy byli tam ze mną. Denerwowało ich to.  Ciocia dziewczyny i moja mama siedziały razem rozmawiając o tym co się stało. Sam nie wiele wiedziałem, Deyn nic mi nie powiedziała, więc nie mogłem im nic powiedzieć. Cała reszta czyli Harry, Drake, Mat i April stali naokoło Sophie, próbując ją pocieszyć. Dziewczyna była w strasznym stanie, ciągle płakała, mówiła, że to jej wina, nie dało jej się nic przetłumaczyć. Oparłem się plecami o zimną ścianę, spoglądając prosto w szybkie w drzwiach do sali, gdzie leżał mój anioł. Widziałem jak kilka pielęgniarek przyczepia rurki do jej ciała, a dwóch lekarzy intensywnie o czymś dyskutuje. Powędrowałem wzrokiem w górę, w kierunku jej twarzy. Bałem się tego widoku. Mimo, że (jak wcześniej mówił lekarz) Deyn była w śpiączce jej usta wykrzywione były w grymasie. Jej piękne zawsze różowe policzki, teraz pokryte były czerwonymi szramami. Zamknąłem oczy, próbując zakryć łzy i odwróciłem twarz w drugą stronę chcąc "schować" ból, który nie ustępował. Nagle poczułem wibracje w telefonie. Powoli wyciągnąłem smartfona z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. To Scooter.
- Siema Justin! Co się z tobą do cholery dzieje?! Gdzie ty w ogóle jesteś, mógłbyś powiedzieć? Media nie dają mi spokoju! – powiedział jakby z lekkim wyrzutem. Mimo wyczuwalnego wkurzenia, w jego głosie dało się też usłyszeć radość.
- Cześć Scooter. Słuchaj, bo to ważne. Weź udziel jakiegoś wywiadu, nie wiem…że chwilowo zawieszam karierę. Nie umawiaj mnie na żadne wywiady, żadne trasy koncertowe, na nic, rozumiesz?! Powiem ci gdzie jestem, gdy uznam że to odpowiedni moment. Przepraszam, wiem jak się starasz i ile poświęcasz, ale wszystko mi się pieprzy. Kocham muzykę, kocham to co robię, ale mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Do usłyszenia Scooter. – powiedziałem i rozłączyłem się. Nie chciałem słuchać jego namawiań żebym zmienił decyzje. To straszne, że muszę zostawić to co uwielbiam robić, ale są rzeczy i osoby które kocham bardziej i które mnie potrzebują. Scooter dzwonił do mnie jeszcze kilka razy, a ja za każdym razem odrzucałem połączenia. Po chwili z sali wyszedł lekarz i pielęgniarki.
- Pacjentka jest w śpiączce, naprawdę trudno mi określić ile to potrwa. Na dziś dzień jest stan jest stabilny. Mogą państwo ją odwiedzić, ale pojedynczo. – powiedział dr.Green i pożegnał nas uśmiechem. 
Ruszyłem w kierunku Sali odprowadzany przez wszystkie spojrzenia. Wszedłem do środku, a serce o mało co nie wyskoczyło mi z piersi....
_____________________________________________________________________________
Tak wiem, długi i beznadziejny! Przepraszam, nie wiem czemu ten rozdział wyszedł taki dupny. W mojej głowie wyglądał znacznie inaczej. Był bardziej wzruszający. Nie wiem, mam takiego doła, jestem beznadziejna… Przepraszam, że to tak debilnie wyszło :,(
Przy ostatniej notce miały być 23 kom, aby był nn, ale uznałam, że to głupi pomysł. Było 18 kom, i za to was kocham. 
Wy się tym męczyliście i ja się męczyłam bo chciałam ruszyć z opowiadaniem, a komentarzy wciąż brakowało. Więc teraz nie bd czegoś takiego. Będę dodawać regularnie co 2,3 dni, nie zważając na liczbę komentarzy, ale oczywiście zachęcam was do zostawienia czegoś po sobie :)
Aaa i widzę kilka nowych blogerek, które znalazły chwilę i wpadają na mojego bloga. Dziękuję za miłe słowa i zapraszam codziennie :* <3 Kocham Was :***

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział XVI

* Oczami Justina *
- Justin  znajdziemy ją. Spokojnie, będzie dobrze. - mówiła Sophie ze łzami w oczach. Sama w to nie wierzyła, dlaczego próbowała mi wmówić, że wszystko będzie dobrze, skoro nie będzie?!
- Nie, nie będzie! Nie rozumiesz?? Nie wiem gdzie ona jest! Straciłem osobę, dzięki której wiem że żyje, dzięki której chce mi się żyć! Kocham ją... a teraz nie wiem gdzie jest, co się z nią dzieję!! - krzyczałem zdenerwowany! Co mam robić... - dziewczyna delikatnie mnie przytuliła. Jej dotyk i cicho wypowiadane słowa sprawiły, że ponownie uwierzyłem, że może się nam udać. Lekko podenerwowany wytarłem łzy, spływające mi po policzkach. 
- Dobra. Idźcie do domu. Jest późno, szukamy cały dzień. Na pewno jesteście zmęczeni, dzięki za pomoc, ale teraz pochodzę trochę sam. - mówiłem zmęczonym głosem, przeczesując włosy trzęsącymi się dłońmi. Słońce już powoli chowało się za horyzontem. Szukaliśmy Deyn od rana, jakoś szybko minął mi ten czas. Było coraz chłodniej, niebo stawało się coraz ciemniejsze, a jaskółki latały bardzo nisko, zapowiadając deszcz.
- Chyba cię pogrzało. Razem jej poszukamy, nawet jakbyśmy mieli spędzić tu całą noc. - krzyknął Harry. Podszedł bliżej mnie nerwowym  krokiem i chuchnął w splecione dłonie aby trochę się ogrzać. 
- Wy chyba nie rozumiecie. Sam jej poszukam. Wy spotkajcie się z resztą, idźcie powiedzcie ciotce Deyn, że ciągle jej szukam i zadzwońcie na policje. Proszę, idźcie...- ostatnie słowa wypowiedziałem ze łzami, z łamiącym się głosem. Widząc, że bardzo mi na tym zależy zrobili to co kazałem. Odprowadziłem ich smutnym wzrokiem i z głośnym biciem serca ruszyłem przed siebie. Z każdą minutą było coraz ciemniej, coraz straszniej. Świeciłem sobie telefonem pod nogi, aby uniknąć nieprzyjemności. Nie wiem co się ze mną dzieję. Nie rozumiem tego co dzieje się w moim życiu. Mam 17 lat, zakochałem się w dziewczynie do szaleństwa. Uzależniłem się od niej. Było już dobrze, było cudownie, a tu nagle zniknęła. Gdzie ona do cholery może być?! Deyn nie ma już drugi dzień. Dzwonie do niej praktycznie co minutę, a odpowiada mi tylko sekretarka. Nie mam siły. Dlaczego to wszystko musi się pieprzyć, akurat wtedy, gdy jest zajebiście. Najgorsze, że nie mam pojęcia gdzie ona jest, co się z nią dzieję. Bez niej, bez widoku jej twarzy, czy dotyku czuję się koszmarnie. Jak uzależniony od narkotyków, który nie brał kilka dni. To straszne. Kocham ją. Najbardziej na świecie. Jestem beznadziejny, znalazłem dziewczynę marzeń i nie umiałem nawet się nią zaopiekować. Wszystkie nasze chwile, te złe i dobre pojawiły mi się przed oczami. Widziałem twarz Deyn, pięknej Deyn, uśmiechniętej. Nie chciałem o tym myśleć, bo dołuje mnie to jeszcze bardziej. Boli coraz mocniej z każdą sekundą. Próbowałem odegnać od siebie te myśli, lecz nic z tego. Jeszcze nigdy najpiękniejsze wspomnienia jakie posiadałem nie wywoływały u mnie łez. Płakałem jak dziecko. Oparłem się plecami o najbliższą brzozę i powoli się z niej zsuwałem. Uklęknąłem chowając twarz w dłonie, chcąc ukryć jak mnie to boli. Nie wyobrażałem sobie życia bez tej dziewczyny...
Przeszukałem już chyba cały las, zaglądałem w każde zagłębienie, byłem w każdym małym drewnianym domku. Powoli traciłem nadzieję, coraz bardziej przestawało mi na wszystkim zależeć. Nikt nie dzwonił. Czyli jeszcze jej nie znaleźli. Niebo było już całkowicie ciemnie. Było pełne czarnych chmur, który uporczywie próbowały zakryć księżyc. Po woli się im to udawało...
Siedząc tak na wilgotnym mchu, próbowałem się uspokoić, jeszcze raz wszystko przemyśleć i zmotywować do walki.
Przetarłem mokre od łez oczy i skupiłem swój wzrok na jednym punkcie. Jakieś 100 metrów ode mnie zauważyłem wysoki, zniszczony budynek, który swoim wyglądem przypominał jakiś opuszczony szpital psychiatryczny. Tam jeszcze nie byłem. Szybko się podniosłem i ruszyłem w stronę tajemniczego budynku. W moim sercu obudziła się nowa nadzieja. Nadzieja, którą zawsze przeżywałem wchodząc do jakiegoś domku w lesie.
Nic nie słychać, chyba nikogo nie ma. Otworzyłem powoli drzwi, zaskrzypiało w odpowiedzi. Moim oczom ukazała się wielka jasna sala. Cała wyłożona dużymi białymi płytami. Zauważyłem coś na środku. Dokładnie nie widziałem, bo akurat tan blask księżyca nie docierał. Trochę wystraszyłem, nie wiedziałem co to. Powolnym krokiem i jak najciszej potrafiłem ruszyłem w jego stronę. Im byłem bliżej, tym głośniej coś mi podpowiadało "Biegnij". Gdy byłem już kilka metrów od mojego "znaleziska", nie mogłem uwierzyć w to co widzę. To Deyn...
__________________________________________________________________________
Jest następny. Średnio ciekawy, ale ... czy to już koniec tej przygody? Czy może coś znowu się spieprzy? :p
~`For everyone who comment my previous chapter ! :* Love ya !:* <33
KOMENTUJCIE!     23 kom=nn!!

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział XV

Zaczęłam szarpać się, próbując poluźnić liny. Prawdopodobnie to była moja jedyna szansa...
Usłyszałam kroki. Coraz głośniejsze z każdą chwilą...
Zauważyłam postacie, które zbliżały się do mnie oświetlone przez promienie słoneczne. 
Nie mogłam ich rozpoznać. Kto to? Czego chce? 
Na moim czole pojawiły się krople potu. Byłam tak wystraszona, że zapomniałam o całym świecie. Miałam pustkę w głowie, ciemność. Nikt nie powinien znaleźć się w takiej sytuacji, takie coś nie powinno mieć miejsca! Dlaczego ludzie krzywdzą się nawzajem?! Dlaczego...
Postacie były coraz bliżej. Zbliżały się, a ja z każdym ich krokiem próbowałam wysilić wyobraźnie i przypomnieć sobie kto to. Nic. Pusto. Dwóch mężczyzn szybkim chodem zbliżyło się do mnie. Wiedziałam co mnie czeka, wiedziałam co się stanie. W tej chwili powróciło to samo uczucie, to odrzucenie do siebie i do nich które czułam przed chwilą. Byli Jak Flip i Flap. Jeden wysoki i chudy, drugi niski i otyły. Każdy miał kilkudniowy zarost, co sprawiało, że czułam w stosunku do nich coraz większe obrzydzenie. Pierwszy mężczyzna uklęknął na wysokości mojej twarzy i spojrzał mi głęboko w oczy. Nie mogłam tego wytrzymać, odwróciłam wzrok spoglądając w przeciwną stronę. Poczułam jego chłodną dłoń na moim policzku, gdy zmuszając mnie, abym na niego spojrzała, ściskał je mocno. Zaczęłam płakać. Mój szloch odbijał się o białe ściany, sprawiając, że czułam się coraz gorzej, bardziej mnie dołując. Usłyszałam głośny, szyderczy śmiech. Byłam zdenerwowana, zmęczona, obolała, bez chęci do życia, ale znalazłam w sobie siłę, aby pokazać mu co czuje w stosunku do niego. Plujnęłam mu w twarz, prosto w oczy. Teraz ta sama śpiewka. Byłam Przyzwyczajona.
Mężczyzna uderzył mnie w twarz, szybko rozwiązał liny i z impetem rzucił na ziemie. Wykorzystałam chwile nieuwagi jego kolegi i o resztkach sił wstałam i zaczęłam biec do wyjścia. Nic to nie dało. Złapali mnie i targając po ziemi przyprowadzili na poprzednie miejsce, rzucając jak szmatę w kałuże krwi. Płakałam, ryczałam, lecz oni jak skały byli odporni na moje łzy. Miałam dość. Wolałam umrzeć niż znowu się męczyć. Byłam jak marionetka, z którą robili co chcą.
Poczułam jak mężczyźni jednocześnie zszarpują ze mnie resztki ubrań. Leżałam naga, na brudnej, zakrwawionej podłodze. Mimo, że grubszy trzymał mnie za ręce, chudszy za nogi próbowałam się im wyrwać. Liczyłam, że zaraz ktoś tu wejdzie, uratuje mnie. Przeliczyłam. Nie wiedziałam nawet kiedy, jeden z nich, nie pamiętam dokładnie który całym swoim ciałem położył się na moim i szybkim ruchem wszedł we mnie. Bolało. Cholernie bolało. Nie mogłam już tego wszystkiego wytrzymać. Głód, który doskwierał mi od kilku dni był niczym, przy uczuciach, które wtedy mną targały. Zawsze w te chwili wszystkiego mi się odechciewa. Czuję się jak szmata, nie chce mi się żyć. Zawsze wtedy, przed oczami pojawia się mój ukochany Justin, mówiący jak  bardzo mnie kocha. Ciekawe co Justinem, ciekawe co teraz robi?? Śpi, je, ogląda telewizje?? Chciałabym móc go dotknąć, chociaż na chwilę. tak bardzo go kocham...
Szarpałam się jak tylko mogłam, licząc, że coś zdziałam. Za każdym razem, gdy się ruszyłam, za każdym moim protestem bili mnie. Miałam spuchnięte ciało, całe poszarpane, całe w czerwonych kreskach. Siniak rósł mi na siniaku, nie wiedziałam nawet ile ich jest. Nie byłam podobna do siebie. Nie wiedziałam co ze mną będzie...
   * Oczami Justina *
- Justin  znajdziemy ją. Spokojnie, będzie dobrze. - mówiła Sophie ze łzami w oczach. Sama w to nie wierzyła, dlaczego próbowała mi wmówić, że wszystko będzie dobrze, skoro nie będzie?!
- Nie, nie będzie! Nie rozumiesz?? Nie wiem gdzie ona jest! Straciłem osobę, dzięki której wiem że żyje, dzięki której chce mi się żyć! Kocham ją... a teraz nie wiem gdzie jest, co się z nią dzieję!! - krzyczałem zdenerwowany! Co mam robić...
____________________________________________
For Justin Beliebers  :* Dzisiaj przeczytałam jej komentarz i od razu ją pokochałam <333 Ta dziewczyna z każdym słowem powiększyła mój uśmiech na twarzy, niesie ze sobą szczęście :* Dziękuję jej za to bardzo, bo mam strasznego dołka, ciężko mi się przyznać, ale zastanawiałam się nawet nad usunięciem mojego bloga :,( Teraz mi za to wstyd, i wiem, że nigdy tego nie zrobię <3 <3 Ten rozdział dedykuję jej, za to wszystko co zrobiła, za to, że jest niesamowita i PROWADZI BLOGA <3 który swoją drogą jest równie amazing co sama autorka <3  http://szukajac-doroslosci.blogspot.com/
Zapraszam na bloga "szukając dorosłości". Dziewczyna dopiero zaczyna, ale uwierzcie uzależnicie się od niej  tak jak ja. KOMENTUJCIE! Jest niesamowita, a opowiadanie wymiata :* Polecam.
Drugą sprawą którą chciałam obgadać, jest to, że tak rzadko ostatnio dodawałam. Wiem, że wam obiecałam codzienne notki, ale gdy już zabieram się za pisanie, to zawsze coś się spierdoli. Uważam, że teraz powinno być już tak jak zawsze, ale znając moje szczęście, to różnie może być :( Chce tylko żebyście wiedziały, że kocham każdą z was i nigdy nie zawieszę bloga! To część mnie, byłoby mi jakoś dziwnie bez sprawdzania wyświetleń, komentarzy, czy dodawania notek <3 Kocham Was, pamiętajcie :* Tak szczerze, to liczę na 20 komentarzy. Byłoby zajebiście :* Kocham, niedługo nn! <3

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział XIV

- Słuchaj! Weź Mat'a, Drake'a, Harry'ego, Sophie i April i idźcie do parku, bądźcie tam przy fontannie. Tylko szybko. - podsumowałem i rozłączyłem się. - Niech się pani nie martwi, znajdziemy ją. - powiedziałem licząc, że poprawię jej humor.
 * * * 
- Słuchajcie jest sprawa... Nie wiem gdzie jest Deyn. Szukałem jej na całej naszej ulicy, ale ślad po niej zaginął. Nie odbiera telefonów, a ja nie mam pojęcia co się z nią dzieje. - mówiłem ze łzami w oczach. Cała szóstka siedziała skulona na ławce prze fontannie i z zaciekawieniem słuchali tego co im powiem. Gdy tylko wypowiedziałem zdanie "nie wiem gdzie jest Deyn" na ich twarzach pojawiło sie przerażenie. W oczach Sophie i April pojawiły się łzy, nic dziwnego, dziewczyny zdążyły się zaprzyjaźnić. - Musicie mi pomóc. Sam nie dam rady. - skomentowałem łamiącym się głosem, popłakałem się. To za dużo! To co w ostatnim czasie dzieje się w naszym życiu, to przesada! Twarz schowałem w dłonie, jak maly chłopiec. Dałem upust moim emocjom, zawsze starałem się być twardym, ale nie mam już sił! Wszystko sie pieprzy! Nagle poczułem, że ktoś mnie przytula. To Sophie. Dziewczyna obejmowała mnie mocno i powtarzała, że znajdziemy ją, że wszystko będzie dobrze. Po chwili poczułem kolejne uściski. To April i chłopaki. To niesamowite uczucie, gdy w twoim życiu jest ktoś komu możesz ufać, kto zawsze ci pomoże. Ja jestem tym szczęściarzem, że mam takich ludzi obok siebie!

Podzieliliśmy się na dwie grupy. Ja, Sophie i Harry przeszukiwaliśmy pobliski las, a cała reszta miała za zadanie poszukać Deyn w miasteczku. 
Było około 14. Pogoda była cudowna, świeciło słońce, a na niebie nie było żadnej chmurki. 
Cała nasza trójka przedzierała się uporczywie przez drapiące nas gałęzie. Drzewa nam nie sprzyjały. Cali byliśmy podrapani i pogryzieni przez owady, lecz nikt tego nie zauważył. Byliśmy za bardzo pochłonięci naszym zadaniem. Ciągle trzymając telefon w dłoni i próbując dodzwonić się do Deyn, kierowałem całym "zespołem". Nikt się nie odzywał. Każdy próbował poukładać sobie to w głowie. 
Moje myśli zaprzątała wizja Deyn i tego co może się z nią dziać. Morderstwo, gwałt...nie chciałem o tym myśleć, lecz te obrazy same cisły mi sie do głowy. Łzy spływały mi po policzku na widok mojej dziewczyny. Kochałem, kocham ją. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo...
  * Oczami Deyn * 
Znowu przywiązał mnie do krzesła. Grube liny uciskały mi kostki, a taśma, którą przykleił mi na usta podrażniła moje wargi. Czułam sie okropnie. Nie wspominając o bólu psychicznym, byłam cała blada z sinymi kostkami. Nie wiedziałam co robić, nie miałam siły. 
W głowie miałam tyle myśli, jedna za drugą, nie wiedziałam jak to sobie poukładać. To co właśnie się stało jeszcze do mnie nie dotarło. 
Przed oczami pojawił mi sie Justin. Mój Justin. Mój Kochany.
Boże! Wszystko bym oddała, żeby tylko go zobaczyć, żeby usłyszeć jego głoś, albo żeby móc dotknąć jego ciała. Czułam jak łzy spływają mi po policzku, moczą podartą bluzkę. Usłyszałam kroki, na sam ich dżwięk wykręcało mi jelita. Każde jego słowo, każdy dotyk pogarszał moje samopoczucie.
Podszedł do mnie powolnym krokiem i z tradycyjnym uśmiechem na ustach. Przybliżył swoją głowę do mojej i przez dłuższa chwilę mi się przyglądał. Nagle oderwał mi taśmę z ust, odpowiedziałam mu na to okropnym krzykiem. Jednak on był na to obojętny i uderzył mnie z całej siły w lewy policzek. Czułam, że na mojej bladej twarzy pojawiło się zaczerwienienie. Wielki, pulsujący odcisk jego dłoni miażdżył mi twarz.Chciałam być twarda, lecz odruchowo zaczęłam płakać. Zawsze byłam wrażliwa, niestety...
- Słuchaj kochanie. Muszę na chwilę wyskoczyć do miasta. Nie przejmuj się, niedługo wrócę...- mówil powoli, całując mnie w policzek. Gdy tylko skończył swoje przedstawieni plujnęłam mu w twarz okazując jak nim gardzę. Nie ważne, ze uderzył mnie ponownie, nie ważne, że boli. Niech wie, że się nie poddam...
Mężczyzna wychodził z budynku powolnym krokiem. Otworzył drzwi i do pomieszczenia wpadło promienie słoneczne z którymi nie miałam styczności już od wczoraj. 
- Nie będziesz sama. - dodał na koniec zatrzaskując za sobą drzwi. Słyszałam dźwięk zamka zamykanego na klucz. Co to ma znaczyć?! Przyprowadzi tu jakiegoś swojego kolegę?! Ja nie dam rady...
Zaczęłam szarpać się, próbując poluźnić liny. Prawdopodobnie to była moja jedyna szansa...
Usłyszałam kroki. Coraz głośniejsze z każdą chwilą...
Zauważyłam postacie, które zbliżały się do mnie oświetlone przez promienie słoneczne. 
Nie mogłam ich rozpoznać. Kto to? Czego chce?
_____________________________________________
I jest następny! <3 Nie wiem czy ktoś czyta te moje wpisy, ale jest kilka spraw które chciałabym obgadać...
1) Naprawdę przepraszam, że tak długo nie dodawałam. Miałam pewne problemy...ale już jest lepiej. Wszystko załatwiłam, są wakacje i notki będą pojawiały się coraz częściej, będą też dłuższe <33.
2) Ostatnio  napisałam, że 12=nn. Zrobiłyście to! Komentarzy było nawet więcej bo 15! Gdybym mogła to ucałowałbym każdą z was osobna, ale mogę tylko tyle :* --> dla każdej <33. Dziewczyny nawet nie zdajecie sobie sprawy ja się cieszę! :* Kocha Was <33
KOMENTUJCIE!

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział XIII

Ból mieszał się razem z obrzydzeniem! Nie wiem, które z uczuć targających mną było najsilniejsze. Do ostatniej chwili to co się działo, brałam za sen, za jakieś chore wyobrażenie rodzące się w mojej głowie! Dlaczego to wszystko dzieje się właśnie mnie? Z moich ust co chwila wydobywały się krzyki, prośby, błagania pozostawiane bez odpowiedzi. Szarpałam, krzyczał, uderzałam do gdzie tylko mogłam i próbowałam ociekać z całych sił, lecz nic to nie dało.
Nagle, poczułam do samo co podczas śmierci rodziców. Smutek, żal, niepochamowana chęć skończenia ze sobą...Ukryłam twarz w dłonie, próbując powstrzymać cieknące z moich oczu łzy. "Zostaw mnie"-wyszeptałam resztkami sił. Nic.
Czułam całą jego długość, czułam go raz po raz w sobie. To nie tak miało wyglądać, to nie tak miał wyglądać mój pierwszy raz.
Czułam się jak szmata. Byłam szmatą, lecz nic nie mogłam na to poradzić. To wszystko moja wina! To co się dzieje, to co się zdarzy, to przeze mnie!

Czułam go wszędzie. Rozrywał mnie, a ja nie miałam nawet siły się stawiać. Byłam nikim. Ciało bez duszy. Gdy wreszcie skończył, prosiłam Boga, aby jakimś sposobem mnie od tego uchronił.
Leżałam na zimnej podłodze, cała zapłakana. Skuliłam się w kłębek, nie chciałam wstawać. Otaczała mnie plama czerwonej mazi. Złapałam się za brzuch, który okropnie mnie bolał i spojrzałam na mojego oprawcę. Zapinał pasek od spodni, i z szyderczym uśmiechem spoglądał na moje ciało. Starałam zakryć się rękoma, lecz sine i zakrwawione dłonie nie dawały rady.
   * W tym samym czasie oczami Justina "
- Czemu ona nie odbiera? Co się stało!? - zadawałem sobie pytanie przechodząc przez ulicę. Z wielką niewiadomą i zmartwioną miną zadzwoniłem dzwonkiem. Po kilku próbach w progu ujrzałem Eris. Kobieta przywitała mnie z lekkim uśmiechem i zaprosiła do środka. Cały zdenerwowany szybko zapytałem:
- Deyn jest u siebie?
- No tak. Prawdopodobnie jeszcze śpi. - powiedziała ciocia. Odpowiedziałem "dziękuję" i pobiegłem do jej pokoju. Rolety były zasłonięte, w pokoju królowała ciemność i duchota. Podszedłem do łóżka, lecz stało puste. Oddech mi przyśpieszył, latałem po pokoju, łazience szukając jej. Nic. Pusto. Nigdzie jej nie było. Co się do cholery dzieje!? Stanąłem na środku pokoju łapiąc się za głowę i nerwowo się rozglądając. Do oczu napłynęły mi łzy. Gdzie ona może być, szukałem już wszędzie, nie odbiera telefonów! Coś się musiało stać! Kocham ją, miałem tylko jeden dzień, żeby się nią nacieszyć, a ona zniknęła?!
Zbiegłem schodami na dół i opowiedziałem Eris co się stało. Na moje słowa "Nigdzie jej nie ma, szukałem wszędzie", popłakała się. Kobieta chciała dzwonić na policję, lecz uznałem to nie za najlepszy pomysł. Zresztą dzięki tym ich pojebanych procedurach zaczęliby szukać jej dopiero jutro.
Przeszukaliśmy jeszcze raz cały dom, najdokładniej jak potrafiliśmy. Nigdzie jej nie było. Doprowadzało mnie do szału to, że nie wiem gdzie jest, co się z nią dzieje! Łzy same spływały mi po policzkach, nie kontrolowałem tego.

Staliśmy w ogródku i staraliśmy sobie wszystko poukładać. Łzy Eris sprawiały, że jeszcze bardziej się wzruszałem. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do Chrisa.
- Oo Justin! Nareszcie się odezwałeś! - usłyszałem w telefonie szczęśliwy głos mojego przyjaciela.
- Chris, jest sprawa. Jesteś w domu? - zapytałem zachrypnięty. Kolejne łzy spłynęły mi po policzku, a głos drżał mi bardziej niż wcześniej.
- No jestem, jestem. Stary, coś się stało...jesteś jakiś dziwny?-zapytał, a głos stał mu się niższy i mniej radosny.
- Słuchaj! Weź Mat'a, Drake'a, Harry'ego, Sophie i April i idźcie do parku, bądźcie tam przy fontannie. Tylko szybko. - podsumowałem i rozłączyłem się. - Niech się pani nie martwi, znajdziemy ją. - powiedziałem licząc, że poprawię jej humor.
_____________________________________________________
Siema :D Jest następny! Podoba się??
Komentujcie. :)
12 kom = nn!

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział XII

Nagle poczułam silne uderzenie w tył głowy. Pamiętam tylko jak upadałam na ziemię, pamiętam ból który temu towarzyszył.
               * * *
Ocknęłam się w wielkim jasnym pomieszczeniu, które przypominało opuszczoną salę do ćwiczeń. Powoli otworzył oczy i blask wpadającego światła przymrużył mi oczy. Odruchowo chciałam przetrzeć je dłonią, lecz coś mnie powstrzymało. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że jestem przywiązana do krzesła kilkoma linami, dopiero teraz przypomniało mi się co wydarzyło się wczoraj. Na samą myśl o tym łza popłynęła mi po policzku. Zaczęłam szarpać się z nadzieją, że poluźnię choć trochę liny i uda mi się stąd wydostać. Pocierałam jedną o drugą, lecz nic to nie dało. Zaczęłam szybciej oddychać, chuchając na włosy, które padały mi na oczy zakrywając cały widok. Męczyłam się z nimi kilka minut aż w końcu opadłam z sił. Siedziałam zrezygnowana na drewnianym krześle i zaczęłam płakać. Modliłam się w duszy, żeby nie było tu tego człowieka. Nie powinnam go tak nazywać, bo jak można nazywać osobę, która robi takie rzeczy bliźniemu? Przed oczami pojawił mi się Justin. Próbowałam odpędzić się od tego widoku, bo czułam się przez to gorzej. Co on teraz może robić?? Nie mam pojęcia co ze mną będzie, nie wiem czy wrócę do domu, czy przeżyje...kocham go i będę walczyć!
W oddali widać było małe okienko przez które do środka wpadało światło. Prawdopodobnie było już rano.
Czułam jak łzy spływają mi po policzku. Dlaczego taki koszmar znowu spotyka mnie? Niedawno śmierć rodziców, teraz to? Czym sobie zasłużyłam?! Chciałam tylko normalnego, cichego życia! Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach! Ja nie chce w nich grać...

Usłyszałam cisze szmery i przestałam szarpać linie, żeby móc usłyszeć co się dzieje. Kroki nasiliły się i były coraz bliżej. Ze strachem w oczach rozglądałam się po pomieszczeniu. Nagle GO zauważyłam. Na sam widok jego twarzy i tego ohydnego, obleśnego wyrazu twarzy zachciało mi się wymiotować. Nie mogłam wymyślić żadnego usprawiedliwienia dla jego czynów. To był potwór! I tyle...

Mężczyzna podszedł do mnie i swoją wielką dłoń położył na moim policzku. Uśmiechnął mi się prosto w oczy, delikatnie gładząc moją twarz. Nienawidzę go! Nienawidzę gdy się na mnie patrzy, gdy mnie dotyka! Od razu chce mi się wymiotować! Jest taki obleśny, wstrętny...
Gdy tylko go poczułam zaczęłam się wiercić, żeby jakoś uchronić się od niego. Moje plany jednak legły w gruzach. Swoim silnymi, spoconymi łapami złapał moją twarz i zbliżył swoje usta do moich. Nie, proszę nie! Rzucałam się, oddałabym wszystko, żeby mnie nie dotykał!
- Zostaw mnie! Ty jesteś chory człowieku! - krzyczałam zniesmaczona. Nie posłuchał mnie jednak, tylko z całej siły uderzył w twarz. Oczy zaszły mi z łzami, nie wiedziałam co mam robić, co się ze mną dzieję! Dlaczego ja??
- Zamknij się suko, bo jeszcze tego pożałujesz! - krzyczał i ponownie mnie uderzył w twarz.
- Ty jesteś jakimś pieprzonym psychopatą! Lecz się. - powiedziałam i plujnęłam mu w twarz. Spoliczkował mnie jeszcze kilka razy, byłam taka obolała, że kilka razy w te czy w te nie robiło mi różnicy. Momentalnie odechciało mi się wszystkiego, marzyłam tylko, żeby jeszcze raz zobaczyć Justina.
Mężczyzna odwiązał linki i rzucił mnie na podłogę, nie wiem nawet kiedy, zdarł ze mnie ubrania. Wiedziałam co się teraz stanie. Prosiłam Boga, żeby mnie od tego uchronił, ale chyba jednak mnie nie usłyszał. Czując jego usta na całym moim ciele ponownie zachciało mi sie wymiotować. Zaczęłam płakać i szarpać się z całej siły, lecz nie mogłam nawet się ruszyć-byłam przygnieciona przez prawie 100 kilogramowego zboczeńca.
- Zostaw mnie! - krzyczałam. Szarpałam się i płakałam, myślałam, że wezmę go na litość, lecz pomyliłam się...
- Jeszcze ci się będzie podobać! - odpowiedział podniecony. Jego sapanie można było usłyszeć nawet na końcu pomieszczania.
- Proszę, zostaw mnie! - powiedziałam zrezygnowana. Zaczęłam płakać, myśląc, że może go to poruszy. Jednak się myliłam. Po głowie chodziło mi tysiące pytań, nawet myśli samobójcze. Zaczęłam modlić się do Boga, aby przerwał moje cierpienie. Chciałam śmierci. Modliłam się o nią.
Chciałam jeszcze tylko zobaczyć Justina. Kocham go. Dopiero teraz do mnie dotarło jak bardzo.
Wtedy właśnie poczułam jak coś wielkiego rozdziera mnie od środka..
____________________________________________________________
Cześć kochani? Jak tam rozdział? Podoba się? Komentujcie! <3
Ten rozdział dedykuję wszystkim czytelniczkom, w szczególności osobom które w komentarzach mnie niezwykle dopingują, (już wiecie o kim mowa ). Dziękuję Wam za to, że jesteście! <3
Nie wiem co bym bez was zrobiła!
Kocham Was :**

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział XI

Nie wiedziałam co mam robić, ale postać która była ode mnie oddalona tylko o kilka metrów,  sprawiła, że odruchowo przyspieszyłam kroku i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Nagle poczułam silną dłoń ściskającą mocno moje nadgarstki. Zmuszona byłam aby się odwrócić, lecz później tego żałowałam. Nie mogłam uwierzyć, że to on...

Strach ogarnął moje ciało, przejął nad nim kontrolę i nie mogłam nic z tym zrobić! Mężczyzna wyłonił się ciemności, z dziwnym uśmiechem na twarzy. Czego może ode mnie chcieć Tom Jones, ten którego kiedyś poznałam na spotkaniach z ludźmi uzależnionymi. Nie wiedziałam co on może chcieć, spodziewałam się najgorszego, ale udałam, że cieszę się z tego, że go widzę.
- O Tom to ty!-powiedziałam z udawaną ulgą. Mężczyzna uśmiechnął się strasznie, nie rozluźniając uścisku.
- Deyn, Deyn. Nareszcie się spotykamy! - mówił podniecony zbliżając swoja twarz do mojej. Zaśmiał się pobłażliwie i zaczął mnie całować! Szarpałam się i wyrywałam, ale nic to nie dawało. Czułam jak jego obleśnie łapy dotykają całego mojego ciała, czułam smród alkoholu i jego język, który na siłe próbował wpychać mi do gardła. Boże, w głowie pojawiały mi się straszne myśli. Łzy same napłynęly mi do oczu. Wyobraziłam sobie Justina, moich rodziców. Czego on chce?!! Szarpałam się, ale to sprawiało, że mocniej mnie trzymał.
- Puść mnie! Chory jesteś człowieku! Co ode mnie chcesz?! - krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam. Liczyłam że ktoś usłyszy mój krzyk i mi pomoże. 
- Ciebie chce! - powiedział i językiem przejechał po mojej szyi. Myślałam, że zwymiotuje! 
- Ale ja ciebie nie chce! Zostaw mnie! Bo zadzwonie na policje! - straszyłam go. Próbowałam go uderzyć, otumanić, żeby chociaż na chwile poluźnił uścisk, ale nic z tego. Całe życie przeleciało mi przed oczami. 
- Oj Deyn. Niedługo przestaniesz tak mówić! Widziałem jak na mnie spoglądałaś na spotkaniach! - mówił ucieszony. Sapał jakby przebiegł maraton i ponownie włożył mi język do ust. Nigdy nie doświadczyłam nic gorszego! To było okropne! - Teraz będziesz tylko moja! - dodał.
- Chyba w snach! - skomentowałam. Krzyczałam :pomocy", lecz nikt sie nie pojawiał. Próbowałam wyciagnąć telefon z kieszeni, lecz ten, gdy to zobaczył wyrzucił go w krzaki. Ponownie zaczęłam krzyczeć, lecz przerwał mi to okropny ból prawego policzka. 
- Zamknij się suko! Teraz nalezysz do mnie! Żaden chłopaczek cię już nie znajdzie!- powiedział i uderzył mnie ponownie. Popłakałam się. Łzy zachlapały mi całą bluzkę, lecz to był najmniejszy problem. Przed oczami stawał mi obraz Justina, którego kochałam nad życie. Nie wiedziałam, czy jeszcze go zobaczę...
 ___________________________________________________________
Jest kolejny!!! Jutro prawdopodobnie następny! :) Przepraszam, że taki krótki, ale chce was trochę potrzymać w niepewności! :D
Ten rozdział dedykuje niesamowitej, zajebistej i nieposkromionej blogerce z blogów 
http://epicevillove.blogspot.com/
http://karla-justin-ichhistoria.blogspot.com/
Świetne, naprawde polecam :) 
Dziekuję za najlepszą dedykację jaka kiedykolwiek dostałam! Miałam też się tak rozpisać, ale jestem taka zmęczona, że nie dam rady!patrycja, Przeczytaj komentarze, które zostawiłam pod nowymi rozdziałami to wszystkiego się dowiesz! :DD
KOMENTUJCIE!!!




poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział X

Rozejrzałam się dookoła. To co zrobił przechodziło ludzkie pojęcie. Zaśmiałam się.
Uklęknęłam naprzeciw niego, objęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam. Nie chciałam się od niego odrywać, chciałam aby ta chwila trawa wiecznie. Wplotłam dłonie w jego włosy, a jego ręce powędrowały na moją talie.
- Czyli to ma znaczyć tak? – zapytał, gdy wreszcie od siebie się oderwaliśmy. Zaśmiałam się i pokiwałam twierdząco głową. Czułam się inaczej. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale było mi cudownie iść z nim za rękę, rozmawiać o wszystkim i o niczym, trzymać się za ręce.
- Znamy się prawie dwa miesiące, czułem coś do ciebie od samego początku, ale nie wiedziałem jak mam ci to powiedzieć, czy w ogóle mówić…-mówił. Przystanęliśmy, czułam jak chłopak zbliża się do mnie. Poczułam, że zakochuje się w nim jeszcze mocniej.
- Kocham cię Justin. – powiedziałam, gdy tylko oderwaliśmy się od siebie. Chłopak ponownie musnął moje usta, aby powiedzieć, że czuje to samo.
Cioci nie było, dlatego zaproponowałam, żeby został u mnie na noc. Czułam się przy nim tak normalnie, tak naturalnie…Zgodził się bez wahania.

- Deyn, jesteś czymś najlepszym co mogło mnie spotkać w życiu. Nawet nie wiesz jak ciężko mi było ukrywać uczucie przez tyle czasu. Z każdym dnie zakochuje się w tobie bardziej, tym samym, każda chwila bez ciebie jest koszmarem. – mówił wpatrując mi się głęboko w oczy. Leżeliśmy razem w łóżku, dzieliło nas tylko kilka centymetrów. W pokoju panowała ciemność, tylko uliczna lampa oświetlała mi jego twarz, sprawiając, że coraz bardziej chciałam go pocałować.
- Kocham cię Justin. – podsumowałam to wszystko. Pocałowałam go najlepiej jak potrafiłam przysuwając się do niego jeszcze bardziej. Jedną dłoń delikatnie położyłam na jego policzku, czując bijące od niego ciepło. Chłopak prawą ręką objął mnie w pasie, jeszcze mocniej mnie do siebie przysuwając. Czułam doskonale jego mięśnie. Pocałunek był długi i gorący. Boże, jestem taka zakochana, że nie wiem co robić! Serce mocniej mi bije, motyle w brzuchu wariują. Czułam jego oddech, gdy styknęlismy się czołami. Wtuliłam się w jego klatę, mówiąc, jak bardzo go kocham.
Jestem jak mała dziewczynka. Taka szczęśliwa, taka zakochana. Nareszcie czuje że żyje, że mam osobę dla której chce mi się żyć!
        * Następnego dnia *
- Co on może ode mnie chcieć o tej godzinie? – zastanawiałam się, gdy o 2 rano dostałam sms-a od Justina, że chce się spotkać. Szłam uliczką skręcając do parku, gdzie byliśmy umówieni. Na dworze panował chłód i groza jakiej dawno nie poczułam, światłem był tylko księżyc i jedna świecąca gwiazda. Dziwiło mnie kilka rzeczy w postępowaniu mojego chłopaka. Po pierwsze, dlaczego nie napisał sms-a ze swojego telefonu, a innego, nieznanego numeru, a po drugie dlaczego chce się spotkać tak późno, mimo że cały dzień spędziliśmy razem. Może szykuję jakąś niespodziankę? Szłam samotnie przez park wypatrując Justina. Jednak nigdzie nie mogłam do dostrzec. Usłyszałam cichy szmer i zatrzymałam się w miejscu.
- Justin?? – modliłam się w duchu, żeby to był on. Nie usłyszałam odpowiedzi. Byłam wystraszona na maxa. Jeśli robi sobie ze mnie jaja, to pożałuje.
- Justin, to nie jest zabawne! Wychodź do cholery! – mówiłam coraz głośniej. Usłyszałam szelest krzaków i zbliżające się kroki. Serce zaczęło bić mi mocniej, ręce pociły mi się ze strachu. W moją stronę szła sylwetka mężczyzny, dużo wyższego i tęższego ode mnie. Nieznajomy ubrany był w luźna bluzę, a ciemność sprawiała, że nie mogłam go rozpoznać.

Nie wiedziałam co mam robić, ale postać która była ode mnie oddalona tylko o kilka metrów,  sprawiła, że odruchowo przyspieszyłam kroku i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Nagle poczułam silną dłoń ściskającą mocno moje nadgarstki. Zmuszona byłam aby się odwrócić, lecz później tego żałowałam. Nie mogłam uwierzyć, że to on...
________________________________________
KOMENTUJCIE! Jak się podoba, wiem, na razie nic szczególnego się nie dzieje, ale już od jutra...
Jutro NN, dodam tak wieczorem... :D
KOMENTUJCIE, a... i dziękuję za komentarze!! :*** <3

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział IX

Jakaś niewidzialna siła sprawiała, że nie mogliśmy się od siebie oderwać. Było mi tak cudownie móc go mieć przy sobie. Ten pocałunek sprawił, że chociaż na chwilę zapomniałam o problemach. Miałam motyle w brzuchu, a ciarki na całym ciele nie pozwalały mi na niczym się skupić.
- Przepraszam. – powiedziałam speszona. Przerwaliśmy pocałunek odrywając się od siebie z wielkim trudem. Odsunęłam się od niego odruchowo i cała czerwona usiadłam na samym rogu parapetu.
- Nie, to ja przepraszam. – powiedział. Na jego twarzy zauważyłam dwa wielkie rumieńce. Zaśmiałam się mimowolnie.
- To ja już pójdę do salonu. Późno jest. – mówił i zaczął wstawać.
- Poczekaj! Mam materac, możemy spać w jednym pokoju. – powiedziałam, sama nie wiem dlaczego. Humor od razu mu się polepszył, co wywnioskowałam po wielkim bananie na twarzy.
      * Kilka minut później *
- Okey, dziecko, teraz idziemy grzecznie spać! – mówiłam wygodnie układając się na łóżku. Justin zaśmiał się cicho i przykrył słodko kołdrą. „Słodko”? Co się ze mną dzieję!? Zgasiłam lampkę i usłyszałam głośne „dobranoc”, bardzo głośne! Odpowiedziałam tym samym, lecz o ton ciszej. Wpatrywałam się w sufit i wszystko próbowałam sobie poukładać. Na samą myśl o ostatnich wydarzeniach łzy poleciały mi po policzku. ”Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?” zadałam sobie pytanie nie móc znaleźć na nie odpowiedzi. Straciłam rodziców, zakochałam się…Tak, zakochałam. Trudno jest połączyć żałobę z miłością, ale nie mogę nic poradzić na uczucia które mną zawładnęły. Na widok Justina serce szybciej zaczyna mi bić, motyle w brzuchu nie pozwalają o sobie zapomnieć i cała promienieje. Jeszcze ten pocałunek…sprawił, że coraz bardziej się w nim zakochuje. Ale co z tego. TO JUSTIN BIEBER! Gwiazda światowego formatu, może mieć każdą…
Rozmyślając spojrzałam na chłopaka. Światło lamp drogowych wpadało do mojego pokoju, padając centralnie na twarz Justina. Spał już. Odwróciłam się dyskretnie w jego stronę i przyglądałam mu się z zaciekawieniem. Koc przykrywał go tylko do pasa, pokazując mięśnie. Włosy jak zawsze roztapirzone wpadały mu na oczy.  Rozmarzyłam się, zastanawiałam co mam zrobić. To co dla mnie zrobił, sprawiło, że inaczej na niego patrzę. Zbliżyliśmy się do siebie, bardzo, aż za bardzo…
                 * Trzy tygodnie później *
Zaczęła się szkoła. Zostało jedno półrocze, później wakacje. Nikt nie mówił, że będzie lekko, ale że aż tak ciężko…Ból nie zginął, codziennie wyobrażam sobie co bym robiła z rodzicami gdyby byli przy mnie. Codziennie myślę dlaczego to spotkało właśnie mnie.
Nic już nie będzie takie same, wszystko się spieprzyło, ale jest lepiej niż było tydzień temu.

Codziennie widząc twarz Justina wiem, że jest coś co mnie trzyma przy życiu. Kilka dni temu nawet nie myślałam, że coś takiego powiem, ale Zakochałam Się W Nim! Trudno to wytłumaczyć, ale czuję się przy nim bezpieczna, szczęśliwa.
Zawsze gdy wychodzę do szkoły i widzę go uśmiecham się. Mogłabym godzinami się wpatrywać w jego twarz, podziwiać go, rozmawiać z nim.  Znamy się półtorej miesiąca. Idziemy razem do szkoły, siedzimy razem w ławce, razem wracamy do domu, razem robimy lekcje, razem spędzamy czas po szkole. Nie wyobrażam sobie ani jednego dnia bez Justina, przyzwyczaiłam się do niego. Kocham się z nim śmiać, rozmawiać nawet o głupich sprawach, kocham jak mnie pociesza i jak się na mnie obraża.

Trzy tygodnie temu Justin wrócił do swojego życia. Nadal mieszka w Grey Valley, jest moim sąsiadem, tyle, że czasami wyjeżdża na koncerty, wywiady, gale…Nie zdradził mediom gdzie mieszka, to dziwne, ale do tej pory nie było tu nikogo z aparatem. Moim zdaniem to tylko kwesta czasu, Justin uważa, że nigdy go nie znajdą. Wątpie.
Już od kilku tygodni chodzimy do szkoły. Poznałam dwie fajne dziewczyny – Sophie i April. Zakolegowałyśmy się. Nie przyjaźnimy się, ale jesteśmy sobie bardzo bliskie.
Dobrze poznałam kolegów Justina, ( tych którzy chcieli mnie zaprowadzić do cioci ) i musze powiedzieć, że spoko kolesie. Jeszcze tylko dwa miesiące i wakacje. WOLNE!
Byłam nawet w ośrodku, gdzie zabrał mnie Justin. Podziękowałam za pomoc, porozmawiałam z innymi, wymieniłam się opiniami, uczuciami. Skład się nie zmienił. Są wszyscy ci, którzy byli wtedy ze mną. Zastanawia mnie jedno…jeden z gości, dziwnie się na mnie patrzył…nie wiem o co mu chodziło…


Nareszcie piątek – pomyślałam wychodząc z domu. Ciotki nie było, pracowała.
Całą moją ulicę ogarnęła niesamowita ciemność. Co druga lampa albo się przepaliła, albo miała się przepalić. Szłam powolnie chodnikiem, myśląc co ten Justin znowu wymyślił. Jest 23 a on karze mi przyjść nad staw. No ale co mogę zrobić?

Przechodząc przez las ogarnął mnie strach. Przyśpieszyłam kroku, lecz nic to nie dało – mgła nadal za mną podążała. Wyobrażałam sobie najgorsze, że zaraz wyskoczy jakiś zamaskowany człowiek z siekierą i będzie mnie gonił po całym lesie. Nagle zauważyłam mocne światło rażące mnie po oczach. Byłam na miejscu, nad stawem z wielką altaną. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Przecierałam oczy ze zdumienia i powolnym krokiem ruszyłam w stronę ruchomego mostku. Na całej polanie rozstawione były świeczki różnego rodzaju, różnego koloru. Na trawie można było zauważyć białe płatki róż – moje ulubione! Otuliłam się swetrem i ruszyłam w jego stronę. Stanęłam kilka centymetrów od niego, czując jego ciepły oddech na jego skórze. Uśmiechnęłam się i poprawiłam włosy.
- Justin, co to? –zapytałam z uśmiechem. Rozglądałam się po drewnianej altanie. Wszędzie było pełno białych róż, połączonych z zapachem świeczek. Mimo później pory i ciemności, czułam się niesamowicie. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy domyśliłam się o co może mu chodzić.

- Chce z tobą porozmawiać. – mówił. Wyciągnął zza pleców kolejny bukiet, lecz tym razem o wiele większy i obfitszy w kwiaty. – Znamy się już 45 dni. To wystarczyło, żebym się w tobie zakochał. Z każdym dniem, z każdym wypowiedzianym przez ciebie słowem zakochuję się w tobie coraz mocniej. Serce mi pęka gdy widzę jak płaczesz. Chce być tym jedynym Deyn. Kocham cię.  Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego, nigdy tak nie kochałem. Jestem w stanie oddać za ciebie i dla ciebie wszystko. Kocham cię, Deyn. – mówił ze łzami w oczach. Chłopak klękał przede mną i trzymając wielki bukiet w jednej ręce próbował nadal zachowywać się jak facet, próbował być twardy. To co zrobił tu, to co zrobił kiedyś, to jak mi pomagał tylko potwierdza jego uczucie. – Deyn Allen, zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał ze łzami w oczach. Nie miałam pojęcia co dopowiedzieć, zamurowało mnie. Kocham go, ale nie wiem czy jestem gotowa na związek...
______________________________________________________________
Co powinna zrobić Deyn? Tak czy nie? Czy jest gotowa? Piszcie w komentarzach! :D
UWAGA! Jutro nowy rozdział i zaczynam wtaczać w życie mój TAJNY plan. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobać!
Chciałam was przeprosić za to, że ostatnio tak rzadko dodawałam. Ale w szkole miałam masakrę, ostatnie poprawy, latanie za ocenami. Teraz już wszystko mam zaliczone i mogę się skupić tylko na pisaniu i na WAS. Będę dodawała częściej, codziennie!! Ale proszę o komentarze.
Teraz kolejna zapewne nudząca was notka o tym jak bardzo jestem wdzięczna za wasze komentarze! Naprawdę jestem wam wdzięczna, gdy chwalcie nawet nudny i głupi rozdział. Kocham was za to, gdy piszecie, że nigdy nie czytałyście takiego bloga, że cudownie opisuje uczucia ( cytując:)). Kocham was! Dziękuję za podtrzymywujące na duchu i motywujące komentarze, jak np: "...nie mogę uwierzyć w to, ze ktoś potrafi tak świetnie pisać". JESTEŚCIE NIESAMOWITE! <33 Dziękuję moim stałym czytelniczkom za to ŻE SĄ i nam nadzieję będą! <3 :*