piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział V



 * Kilka dni później *
Te trzy dni z rodzicami minęły naprawdę cudownie. Nie mam pojęcia co im się odmieniło, ale jest genialnie! Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze się z nimi bawiłam, ale wiem, że od tego momentu nie pozwolę znowu zniszczyć nam życia. Kocham ich nad wszystko i tak pozostanie, bez względu na okoliczności.
Może to dziwne, że siedemnastolatka bawiła się z rodzicami w Wesołym Miasteczku, że razem oglądali filmy, chodzili na plaże i się wygłupiali. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ani razu nie zapaliłam. Jestem WOLNA, nareszcie! Teraz muszę tylko zadbać o siebie, rodzinę i o nasze stosunki. Co do Justina. Oczywiście, że się z nim widywałam! Kilka razy dziennie. Mój tata naprawdę go polubił, zwłaszcza gdy okazało się, że kibicuję tej samej drużynie football’owej. Zawsze z mamą się z nich śmiejemy, gdy we dwójkę siedzą przed telewizorem i z niecierpliwością wyczekują początku rozgrywek. Mama też go lubi, nie okazuje tego, ale jestem pewna w 50%, że nic do niego nie ma. Niestety, to co dobre szybko się kończy. Trzy najcudowniejsze dni mojego życia z najukochańszymi osobami minęły. Rodzice wracają do domu, ale zaraz po powrocie i tak wyjeżdżają do Niemiec, w jakiś biznesowych sprawach. Zastanawiałam się czy nie wrócić z nimi, ale muszę rozwiązać pewną sprawę. Może to chore, ale chyba zaczynam coś czuć do Justina. Nie wiem jak to nazwać, może „wyższy etap wyższej przyjaźni”? Nie mam pojęcia, czy to już miłość? Raczej, nie. Co nie zmienia faktu, że jest KIMŚ w moim życiu, że nie zapomnę o tym ile już razem przez te kilka dni przeszliśmy, ile dla mnie zrobił…Zawszę będę mu wdzięczna…


- Ok., jedźcie już! Wiem wszystko! – mówiłam śmiejąc się. Ponaglałam rodziców, aby pośpieszyli się, bo nie chciało mi się już słuchać ich bezsensownych morałów.
- Ale pamiętaj kochanie o tym, dobrze! Zawsze zastanów się kilka razy zanim się na coś zgodzisz! – mówiła poważnie mama.
- Marie uspokój się! Deyn, jest mądrą dziewczyną, wie co robi! – uspokajał mamę tata.
- Dziękuję, tato! – powiedziałam z naciskiem. Mężczyzna podszedł do mnie i mocno mnie do siebie przytulił, całując w czubek głowy.
- Kocham cię skarbie. – dodał ciszej, jakby chciał, żebym tylko ja to usłyszała. Mój ociec, jak każdy mężczyzna, miał problemy z wyznawaniem uczuć, toteż takie postępowanie bardzo mnie  zdziwiło. Odpowiedziałam mu tym samym i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Przez chwilę, poczułam się jak mała dziewczynka.
Tata wziął walizki i udał się w stronę samochodu, mama poszła za nim, ale ciągle jeszcze mówiła o tym co robią nastolatki w moim wieku, że chłopaki potrafią zawrócić w głowie, że mam mieć własny rozum. Reagowałam na to śmiechem, ale wiedziałam o kogo jej chodzi.  Stali już przed samochodem, gdy z domu wyłonił się Justin.
- Do zobaczenia Justin! Odwiedź nas kiedyś to razem pooglądamy mecze! – powiedział tata wsiadając do samochodu.
- Postaram się jak najszybciej! – odpowiedział uśmiechnięty chłopak.
- Do widzenia Justin. Deyn pamiętaj co ci mówiłam! Kochamy cię! – mówiła mama. Rodzice pomachali i odjechali z podjazdu. Odprowadziłam ich wzrokiem i ruszyłam za Justinem do domu. Zahaczyłam jeszcze o lodówkę i wyciągnęłam dwie puszki Coca-coli. Poszłam do salonu, usiadłam na kanapie obok chłopaka i podałam mu napój.
- Dzięki. Ej, wiesz co? Odnoszę wrażenie, ze twoja mama chyba za bardzo mnie nie lubi. – powiedział otwierając puszkę.
- Zdaje ci się. – odpowiedziałam, aby go uspokoić, lecz w głębi duszy odnosiłam takie samo wrażenie.
- Raczej nie. Patrzyła się na mnie jakbym chciał zgorszyć jej jedyną córkę. – mówił.
-  Po prostu się o mnie martwi, ona  zawsze tak ma. – mówiłam obojętnie wpatrując się w ekran telewizora. Tak w ogóle, jestem jej jedyną córką, a ty chcesz mnie zgorszyć. – powiedziałam z uśmiechem.
- No chyba nie. Dbam o ciebie jak o nikogo! – mówił zbulwersowany.
- Nie w ten sposób zgorszyć. – mówiłam śmiejąc się. Chyba nie załapał o co mi chodziło. – A gdybyś tak o mnie dbał, nie pozwoliłbyś żebym piła gazowany napój w taką pogodę. Mogę być chora – dodałam wskazując za okno, drażniąc się z nim. Pogoda była okropna. Niebo było szare i zbierało się na deszcz.
- Racja. Oddaj. – powiedział i wyrwał mi puszkę z rąk.
- Nie no, już jakoś się przemęczę. – powiedziałam z udawaną rezygnacją. Poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i odczytałam wiadomość, od nikogo innego jak od mojej mamy.
 „ Deyn, pamiętaj – dzisiaj z ojcem wyjeżdżamy do Berlina! Lotem 10, samolotu MWA- 230K. Gdybyś miała jakieś problemy. DZWOŃ!”

Zaśmiałam się cicho i odpisałam jej:
„ Nie wiem do czego przyda mi się nazwa samolotu, którym lecicie, ale powtarzałaś mi to już z dziesięć razy.”

Rzuciłam telefon na pobliski fotel i zapytałam Justina:
- To co oglądamy?
- No nie wiem…Wczoraj były „Egzorcyzmy”, to dzisiaj…
- „Paranormal Activity” – dokończyłam za niego.
- Wyjęłaś mi te słowa z ust. – powiedział z uśmiechem.

Film był dość straszny, lecz leżąc na ramieniu Justina było mi tak wygodnie, że zamknęłam oczy totalnie się rozluźniając. Usnęłam…

- Oo Śpiąca Królewna! – powiedział chłopak, gdy tylko zauważył, że podniosłam się z jego ramienia przecierając oczy.
- Ile spałam?
- Z dobre trzy godziny. Nie chciałem cię budzić… - mówił.
- Wiadomości oglądasz? – zapytałam z uśmiechem, gdy tylko zorientowałam się na co spogląda.
- Dzięki temu wiem co dzieję się w kraju! – oznajmił. Zaśmiałam cicho i zrobiłam to co on. Prezenterka to młoda, atrakcyjna kobieta i zaczęłam podejrzewać, że Justin ogląda to tylko dla jej urody. Kobieta przerwała reportaż o wielkiej odwadze pewnego strażaka, aby nadać komunikat specjalny.
 „ Przed godziną, na obrzeżach Nowego Jorku miał miejsce straszny wypadek. W rzece „Ombre” policja zawiadomiona przez anonimowego świadka znalazła samochód, który prawdopodobnie wpadł do wody potrącony przez inny pojazd. Ofiarami są kobieta i mężczyzna, po 30-stce, lecz ich dokładne dane są nieznane.” – mówiła prezenterka. Na ekranie pojawiło się zdjęcie pojazdu, który wyglądał tak jak… samochód moich rodziców!!!
Nie, to niemożliwe!!! Usiadłam prosto, a w oczach pojawiły mi się łzy. Zaczęłam składać wszystko do kupy. Samochód taki jak nasz, kobieta i mężczyzna po 30-stce, przed NY! Pierwsza łza spłynęła mi po policzku, to co wtedy czułam…Nie umiem tego opisać. Siedziałam jak zamurowana. Chciałam wstać, coś zrobić, lecz nie mogłam. Słyszałam pytania chłopaka „ Deyn, co jest? Co się stało?”, lecz nie miałam siły, żeby odpowiadać, czułam się jak w innym świecie. Nagle poczułam skurcz w klatce piersiowej tak mocny jak najgorszy ból na świecie! Odruchowo złapałam się w bolące miejsce, wybuchając płaczem.
- To moi rodzice Justin. – w końcu powiedziałam. Nie zwracałam uwagi na jego odpowiedź, nawet na niego nie spojrzałam. Dopadłam do telefonu i z trzęsącymi się rękoma próbowałam wykręcić numer do mamy…nic, później do taty…nic. Wystraszona, wycierałam lecące coraz mocniej łzy. Modliłam się w myślach, żeby ktoś odebrał. Justin podszedł do mnie i równie zmartwiony zapytał:
- I co?
- Nic! – krzyknęłam. „Odbierz, odbierz! „ – powtarzałam. Nagle usłyszałam głos w słuchawce. TO MAMA! Czułam jak kamień spadł mi z serca! Zaczęłam płakać ze szczęścia nie wiedząc co mam powiedzieć.
- Deyn, cos się stało? Kochanie… - usłyszałam ten upragniony głos w słuchawce. Płakałam śmiejąc się jednocześnie. Justin, widząc moją reakcję zrozumiał co się stało. Uśmiechnął się i z ulgą usiadł na fotelu odchylając głowę do tyłu.
- Nie nic, coś mi się zdawało i musiałam zadzwonić. Miłej podróży, pozdrów tatę. Kocham was. – powiedziałam to najspokojniej i z największym uczuciem jakim potrafiłam.
- My też cię kochamy. Lecimy tam tylko na tydzień. – uspokoiła mnie mama. Nigdy z taką przyjemnością mi się jej nie słuchało.
- Kończę. Kocham Was.
- My ciebie też. – powiedziała i rozłączyła się. Spojrzałam na Justina i uśmiechnęłam się.
- Boże jakiego miałam stracha. – powiedziałam i głośno odetchnęłam. Chłopak wstał, podszedł do mnie mocno mnie przytulił i powiedział:
- Wszystko będzie dobrze…
     * Następnego dnia rano *
Otworzyłam oczy, ziewając. Pogoda była kopią wczorajszej. Nad Grey Valley pojawiły się szare, momentami czarne chmury, mówiące o „Gniewie Boga”. Wyglądało na to, że czeka nas burza. Nie przejęłam się tym, uśmiechnęłam się sama do siebie, myśląc jaką jestem szczęściarą. Wszystko nareszcie się układa. Powolnym krokiem ruszyłam do łazienki. Zrobiłam to co zawsze rano.
Wychodząc z pokoju podążałam za cudownym zapachem jajecznicy. Wchodząc do kuchni, poczułam jednak, że coś się stało. Widziałam to po zachowaniu cioci. Coś wisiało w powietrzu. Kobieta najwyraźniej nie zauważyła mnie, bo nie przerywała smażenia jajek. Usłyszałam  jednak głębokie oddechy i pociągnięcia nosem, które potwierdziły mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Eris rzuciła wszystko w złości i usiadła przy stole, chowając twarz w dłonie. Wyłoniłam się z cienia korytarza i podeszłam do niej dowiedzieć się co się stało. Nie miałam pojęcia. Może ma jakieś długi? Albo straciła pracę? Moi rodzice przecież samej jej z tym wszystkim nie zostawią. Pomożemy jej…
- Ciociu co się stało? – zapytałam obejmując ją ramieniem. Odpowiedziała mi cisza. W tym momencie usłyszałam głośny huk pioruna i pierwsze krople deszcze spływały po kuchennych oknach.
- Co się stało? – powtórzyłam pytanie już bardziej zdenerwowana. Kobieta podniosła się. Jej twarz wyglądała tak jakby nie przespała kilka nocy. Cała blada z podpuchniętymi powiekami i czerwonymi od płaczu oczami. Przetarła mokre policzki i wzięła głęboki wdech.
- Nie wiem jak ci mam to wytłumaczyć. Jak mam zacząć… - mówiła i ponownie wybuchła niepohamowanym płaczem. Serce mi się krajało jak ją taką widziałam…
- Najlepiej od początku…- skomentowałam.
- Twoi rodzice i ich ekipa z pracy wylecieli do Berlina w sprawach służbowych… - mówiła ociągając się.
- No i co? – ponaglałam ją.
- Tyle, że wczoraj była okropna pogoda. Ich samolot wpadł w turbulencje i…- mówiła. Spodziewałam się najgorszego. Moje oczy z każdym jej słowem stawały się większe, niedowierzałam w to co mówi…
- Nie, nie mów tego! – krzyknęłam. Oczy momentalnie mi się zaszkliły, sprawiając, że jej sylwetkę widziałam całą rozmazaną. Pierwsza obfita łza spłynęła po policzku. Ten moment pamiętam doskonale! Serce mi pękało, jakby ktoś mi je wyrwał i wyrzucił do śmieci. Ból który wtedy czułam jest nie do opisania. Chciałam krzyczeć, lecz szok jaki przeżyłam sparaliżował całe moje ciało. Sprawił, że nie mogłam się ruszyć.
- … oni zginęli. – dokończyła wybuchając płaczem. Miała nie kończyć! Słowa te odbijały się w mojej głowie jeszcze kilka razy, pogarszając moje poczucie. Straciłam rodziców! Osoby najważniejsze w całym moim życiu. Nawet się z nimi nie pożegnałam! Kłóciliśmy się przez dobre trzy lata! Teraz gdy wreszcie wszystko się poprawiło ich nie ma!? Nawet nie zdążyłam im powiedzieć jak bardzo, jak bardzo ich kocham! I już nigdy mam ich nie wiedzieć? Mam nie słyszeć ich głosu i tych banalnych rad? Wyzywałam ich od najgorszych, raniłam, wstyd się przyznać, ale nawet życzyłam im śmierci! A teraz? Czułam jak ulatuje ze mnie cała dusza. Zostaję tylko ciało. Całe nasze życie przeleciało mi przed oczami! Te dobre i złe chwile. Odechciało mi się żyć! Nie mam teraz nic! JESTEM SAMA!
W kuchni zapadła cisza. Zaczęłam płakać. Nie płakać – WYĆ! Poczułam cholerny ból w sercu, jakby ktoś wyrywał mi jego połowę. Taka teraz jestem  bez połowy serca! Uklęknęłam  w rogu pomieszczenia, skulona w kulkę. Jedną ręką trzymałam się za pulsująca głowę, drugą – trzymałam miejsce, gdzie jeszcze przed kilkoma minutami miałam serce. Gdyby nie te cholerne słowa: „…oni zginęli”.
Twarz miałam całą w łzach. Chwila. To nie może być prawda! Nie oni! Nie moi rodzice! Wszyscy tylko nie oni. To musi być jakiś cholerny żart!!! Pospiesznie wstałam i grzebałam w kieszeni szukając telefonu. Wyciągnęłam go i z trzęsącymi się dłońmi wyszukałam w kontaktach numer taty. Kliknęłam. Nic.
-Obierzcie, do cholery. - krzyczałam
- Kochanie, nikt nie odbierze. – mówiła ciocia. NIE! Spróbowałam jeszcze raz tyle, że do mamy. Nic. Jeszcze raz. Znowu nic.
- Odbierzcie, proszę…- powiedziałam błagając. Nieopisany smutek pokonał gniew i zawładnął moim ciałem. Upuściłam telefon i z wielkimi oczyma wpatrywałam się w trzęsące się ręce. Kolejna fala łez opanowała moje ciało. Poczułam ból w okolicach oczu i już po chwili, niekontrolowanie wybuchłam szlochem. Mój płacz można było usłyszeć w każdym pokoju domu, prawdopodobnie nawet w ogrodzie.
- Nie! Dlaczego oni!? Czemu nie wziąłeś mnie!!? – krzyczałam przez łzy. Ciocia podeszła do mnie równie zapłakana. Przytuliła mnie mocno. Nie chciałam tego! Chciałam żeby to oni mnie przytulili! Tak mi tego brakowało! Teraz nigdy już nie poczuje ich dotyku. Nikt mnie już nie pocałuje w czoło, nikt nie wysłucha i pomoże…Odepchnęłam ją i pobiegłam do pokoju zamykając za sobą drzwi. To nie może być prawda! To jakiś cholerny żart! Nic mnie już nie trzyma na tym świecie! Zostaje mi się tylko zabić…
____________________________________________________________
Jak tam rozdział? Podoba się?
Przyznam szczerze, że gdy go pisałam łezka mi się zakręciła w oku. !
Następny prawdopodobnie jutro! :D
Macie może jakieś pomysły co zdarzy się dalej z Deyn? Piszcie!
Naprawdę cieszę się, gdy czytam komentarze gdzie piszecie, że jest to najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałyście, że nigdy go nie opuścicie. !Dobrze to słyszeć! Jesteście zajebiste! Jesteście moją inspiracją! LICZĘ NA SZCZERE OPINIE Z WASZEJ STRONY!
KOMENTUJCIE!

10 komentarzy:

Wiktoria pisze...

Boże ja nie wiem co powiedzieć . Cudowny rozdział , wiesz masz nawet lepszy blog nic danger . Po prostu nie ma nic lepszego *o*

Unknown pisze...

Matko kochana! Dziękuję, <3 Jeśli mówisz to szczerze, to jestem wniebowzięta! Sama czytam Danger i uważam go za jeden z najlepszych blogów z opowiadaniami o Justinie. Dziękuję bardzo, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy!!! <3 <3

Wiktoria pisze...

Piszę jak najbardziej szczerze <33

Anonimowy pisze...

Cudowny blog *.* Nie jestem jedną z beliber ale też nie anty fanką , poprostu nic do niego nie mam . A opowiadanie jest super <3 Tak sie wczułam że aż płakałam czytając ten rozdział ... Czekam na następny ^^ .

Unknown pisze...

Mi też się chciało płakać, gdy go pisałam. Miło mi słyszeć, że moje opowiadanie tak wczuwa i wywołuje takie emocje u odbiorców! <3 Zapraszam częściej ! :**

Wiktoria pisze...

Ładniej jest teraz ale skoro masz zmienić tak jak ja mam to dawaj nie mogę się doczekać będzie ślicznie :))

Ola pisze...

Cudowne opowiadanie *.*. Masz talent. ;) Co do twoje prośby to bardzo chętnie Cię wypromuje. :)

Olcia50514 pisze...

matko kochana ryczę naprawdę super blog ja się nie moge kolejnego doczekać pisz szybko <333333333333333333333333333

Anonimowy pisze...

Dodaj prose ryczeeee

Unknown pisze...

Już kończę i zaraz dodam. :*

Prześlij komentarz

Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział? Jeśli tak. KOMENTUJECIE. To naprawdę niesamowite uczucie kiedy widzisz chociaż ten jeden komentarz. Od razu chce ci się pisać nowy rozdział!
Pozdrawiam :P
~`Julaa