Mały wstępik…
Dla JBbelieberPLL:* i Anonima. :*
Nie wiem czy czytałyście komentarze, który dodałam pod
waszymi. Ten rozdział dedykuję WŁAŚNIE WAM, za te ciepłe słowa, których
myślałam, że już nie doświadczę, dziękuję…
Myślałam, że nigdy nie rozpowszechnię tego bloga, że piszę
tylko dla siebie. Kocham to i nie zamierzam przestać, mam tyle pomysłów! Dzięki
wam (i zresztą dzięki wszystkim czytelniczkom ) chce mi się jeszcze bardziej!
To co napisałyście, że chce się czytać i czytać, że fajnie
się zapowiada to jak miód na moje serce!
Gdy zobaczyłam te komentarz to myślałam, że mi się zdaje,
dzięki Bogu nie zdawało mi się! Możecie pomyśleć, że jestem głupia, że
podniecam się dwoma komentarzami, ale to COŚ więcej. U mnie to jak piątka z
matmy, a jadę na trójach.
JBbelieberPL i Anonim naprawdę dziękuję! Wchodźcie codziennie, polecajcie, komentujcie! Dziękuję :*
WIEDZCIE, ŻE TAK SAMO WDZIĘCZNA BĘDĘ ZA KAŻDY KOMENTARZ, ZA
KAŻDE WEJŚCIE, POLECENIE BLOGA. KOCHAM WAS !
KOMENTUJCIE! CZYTAJCIE!
Mam nadzieję, że i tym razem was nie zawiodę, chociaż do
końca nie jestem zadowolona z opowiadania.
Pozdrawiam
~`Wasza Julia.
* Katie – 6 letnia siostra Justina, pojawi się w
opowiadaniu.
_____________________________________________
Ciotka, ma ładny skromny domek. Jak na jedną osobę, był
duży. Z dwoma balkonami. Ogródek miała śliczny! Pełen kolorowych róż. Weszłam
do środka powolnym krokiem. Zapukałam, lecz nikt nie otwierał. Pukałam i pukałam,
nic! Zimno się robiło, więc postanowiłam wejść. Otworzyłam skrzypiące drzwi i
podążałam do światła. Niepewnie zaglądnęłam do kuchni. Zobaczyłam ciocie
nieudolnie próbującą coś ugotować. Cała ubrudzona w mące i zajęta wypiekami
nawet mnie nie zauważyła. Kaszlnęłam znacząco opierając się o drzwi. Kobieta
odwróciła się w moją stronę. Jej radość była tak wielka, ze chyba uroniła łzę.
- Matko boska Deyn! Moje kochanie najukochańsze! Jak ja cię
dawno nie widziałam! Rodzice dzwonili niedawno, opowiadali jak urosłaś! Aleś
wypiękniała! Gotowa na żeniaczkę! – mówiła podekscytowana. Zaśmiałam się tylko,
kocham ciocię. Wytarła ręce w fartuszek z nadrukiem „ I <3 NYC” i mocno mnie
przytuliła. Czułam jej perfumy.
` * `
To cudowna kobieta. Jak byłam młodsza często tu bywałam,
jeszcze jak żyli wuja i Adam…
Mąż Eris, wuja Adam i ich syn Jason zginęli 10 lat temu w
wypadku samochodowym. Najgorsze jest to, że ciocia prowadziła, ale w żadnym
stopniu to nie jej wina! Wracali od nas, z przyjęcia rocznicowego moich
rodziców. Wuja i mały, wówczas 7-letni Jason zginęli na miejscu, Eris
wylądowała w szpitalu. Zawsze obwiniała i pewnie będzie obwiniać siebie. Jej
leczenie trwało niecałe 6 lat. Było naprawdę ciężko, ale dzięki Bogu jest
lepiej. Nie wiem czym ciocia sobie zasłużyła. Zawsze mi powtarzała, że „Mój
Jason byłby teraz w twoim wieku Deyn, razem byście się bawili”.
` * `
- Nawet nie wiesz jak dobrze cię widzieć ciociu. –
powiedziałam szczerze, chyba trochę się rozklejając. Rzuciłam torbę i walizkę i
uścisłam kobietę.
- Oj, Deyn. Kochanie, leć do góry do pokoju, rozpakuj się ja
wstawię placek i porozmawiamy. Jeśli zapomniałaś gdzie zawsze był twój pokój,
przypominam – drugie drzwi na lewo – zaśmiała się. Wzięłam moje bagaże i wolny
krokiem ruszyłam na górę. Mimo, że po tragedii minęło już 10 lat, ciocia nadal
ma ich zdjęcia w tych samych miejscach, gdzie znajdowały się wcześniej.
Zgodnie z jej wskazówkami dotarłam do pokoju. Nic się nie
zmieniło od czasu kiedy byłam mała. To samo wielkie łóżko wypchane poduszkami.
To samo okno z moim ukochanym wielkim parapetem. Te same szafki i fioletowe
ściany, nawet te same światełka choinkowe, które kiedyś przywiesiłam. Ten
mięciutki dywan. JESTEM W DOMU! Zaśmiałam się do siebie i z ulgą ległam na
łóżko.
Po około pięciu minutach odpoczynku wszystkie rzeczy
schowałam po półek, laptopa ułożyłam na biurku, środki czystości do łazienki!
Oo! Kolejny plus mieszkania z ciocią-własna łazienka! Z wielką wanną, umywalką,
prysznicem, toaletą i wielkim lusterkiem.
Dom Eris nie był nowoczesny, był tradycyjny, ładny, czysty,
NORMALNY.
Związałam włosy w nieudolnego koka, założyłam wełniany
sweter, i czarne dresy. Telefon wpakowałam w kieszeń i podążając za zapachem
upieczonego piernika zczłapałam się na dół.
- O jesteś kochanie! Zrobiłam gorącą czekoladę i ukroiłam
placek. Chodź idziemy porozmawiać! Wszystko mi teraz opowiesz, nie uśniesz
dopóki wszystkiego się nie dowiem! – zaśmiała się, ja razem z nią. Kobieta
niosła dwa kubki i dwa kawałki ciastka przez cały dom, aż do wyjścia. Podążałam
za nią. Doszłyśmy na miły krużganek wypełniony różnymi krzewami i odmianami
róż. W małym pomieszczeniu, dookoła ogrodzonym szklanymi szybami stały dwa
ciemne krzesła wyłożone miękkimi poduchami i jeden stolik.
Usiadłyśmy i spoglądając to na nie zatłoczoną ulicę, to na
siebie zaczęłyśmy rozmowę.
- To opowiadaj Deyn, co tam u was słychać. Tak dawno się nie
widzieliśmy. – mówiła upijając łyk czekolady. W słabym świetle jednej małej
lampeczki, ledwo co było ją widać, lecz zmęczone podkrążone oczy postarzały
ciocię o minimum 5 lat.
- No wiesz ciociu, stara bieda. – zaśmiałam się. – Wszystko
w porządku. Naprawdę. Od wczoraj wszystko w porządku. Lepiej nie może być. –
zakłopotałam się. Nie wiedziałam czy mam o tym wszystkim jej mówić, nawet nie
chciałam, co by sobie o mnie pomyślała. Błądziłam w myślach, szukając innego
tematu, lecz każdy wydawał się gorszy od poprzedniego.
- Deyn, skarbie. Widzę, że coś cię gryzie. Mów i to teraz. –
powiedziała surowo, lecz po chwili się zaśmiała.
- Wiesz ciociu, miałam problemy. Ale nie przejmuj się, już
jest wszystko w porządku. W porę zareagowałam, kończę z tym, już nigdy nie
zacznę…- mówiłam podenerwowana. Musiałam zapalić, cała się trzęsłam.
- Ale o co chodzi? – dopytywała się.
- Popadłam w nałogi. – wydusiłam wreszcie z siebie.
Usłyszałam głośne westchnienie. -
Teraz będzie już tylko lepiej…- dodałam.
* Następnego dnia *
- Ciociu dasz mi wreszcie tą listę, bo zaraz mi wszystkie
sklepy pozamykają! – mówiłam śmiejąc się i zakładając Vansy. Pogoda była
cudowna, jak wczoraj. Ubrałam krótkie poszarpane spodenki, do tego top na ramiążkach, okulary i ukochane trampki. Włosy rozpuściłam. Jak zawsze ułożyły
się w grube fale.
Gdy wreszcie dostałam całą listę zakupów, kasę i mapę,
mogłam wyjść. Kilka razy błądziłam, ale dzięki wskazówkom miłych staruszek
dotarłam do celu. Kupiłam wszystko i postanowiłam zafundować sobie wielkiego
czekoladowego shake’a. Był genialny i jakby nie miał końca. Wchodziłam właśnie
w ulicę domu cioci, gdy poczułam zderzenie z obiektem o nadnaturalnej masie.
Czułam na sobie mojego Shake’a, zgubiłam okulary, a przed oczami pojawiły mi
się różowe baranki. Usłyszałam znajomy mi już głos.
- Deyn, przepraszam cię. Nie wiedziałem, że ktoś tam będzie.
Matko, żyjesz?? – pytał podenerwowany. Po glosie poznałam kto to, to Justin.
- Nie cieszę się z tego, że już nie wypije takiego
zajebistego shake’a i że chyba oślepłam na jedno oko, ale wszystko jest w
porządku. Nie panikuj. – powiedziałam
lekko zdenerwowana.
Justin zaśmiał się, nie wiem co go tak rozbawiło. Spojrzałam
na niego „spod byka” i zbierając
wszystko z ziemi. Chłopak próbował załagodzić sytuacje pomagając, ale
mało zdziałał.
- Jeśli mogę cię jakoś przeprosić…- mówił. Wstałam już
całkiem. Dopiero teraz zauważyłam jak był ubrany. Miał fioletowe shorty i biały
podkoszulek, włosy ułożone tak jak poprzedniego dnia.
- Nie, ty już dosyć zrobiłeś. – oznajmiłam i zaśmiałam się.
– Cześć – rzuciłam na pożegnanie i ruszyłam w kierunku domu. Justin pobiegł za
mną.
- Deyn, przepraszam. Zapraszam cię na shake’a jako
rekompensatę za to co zrobiłem. – zatrzymałam się i odwróciłam w jego kierunku.
Uśmiechnął się słodko czekając na moją reakcję.
- Na dwa! – powiedział podejrzliwie.
- Nawet na trzy! Ile tylko będziesz chciała! – zaśmiał się.
– Umowa stoi? – zapytał.
- Stoi. – dodałam idąc w kierunku domu, podążył za mną.
- To tak o 18, kiedy słońce zacznie zachodzić. – mówił.
- A co. Jesteś jak wampir, wychodzisz dopiero po zmroku? –
zaśmiałam się z własnego żartu. Justina też to rozbawiło. Doszliśmy do mojego
domu w około pięć minut. Ciągle rozmawialiśmy, jadaczka mu się nie zamykała.
Fajny chłopak, nie powiem, że nie. Miły bardzo.
- To do zobaczenia o 18! – krzyknął na pożegnanie, gdy
wchodziłam do domu. Rzuciłam zakupy na stół, z myślą, że zaraz chwilę się
położę, ale nie! Ciocia…
- Spotykasz się z nim? – zapytała ciekawska wychylając
najpierw głowę, a później całe ciało zza drzwi. Zaśmiałam się cicho.
- Ciociu, proszę cię! Znamy się od wczoraj, to tylko kolega!
– oznajmiłam.
- To o czym tak gawędziliście ? – zapytała podejrzliwie.
- O wszystkim. Ciociu, proszę, daj spokój! Idę do pokoju.
Gdybyś coś potrzebowała daj znać! – oznajmiłam i biegiem udałam się do pokoju,
aby uniknąć dalszych pytań. Usłyszałam tylko: Ach, te młode zakochani, nawet
nie wiedzą kiedy….
Ocknęłam się o 17:30. Kurwa – pomyślałam. Podleciałam do
lusterka w łazience i przerażona moim wyglądem oznajmiłam, że tak nie wyjdę.
Chwila…co mi tak zależy! To tylko spotkanie, jedno niewinne spotkanie.
Ubrałam jasne rurki, czarne vansy i jakąś luźną bluzę. Włosy
tradycyjnie rozpuściłam. Co się mam stroić. To tylko kumpel.
* W tym samym czasie u Justina *
- Kurde Katie, zdecyduj się. Które? Jasne czy ciemne? –
zapytałem podenerwowany. Mała siedziała na łóżku i z miną myśliciela pomagała
mi wybrać spodnie.
- No te ciemne! – oznajmiła pokazując palcem.
- Jesteś pewna? – upewniłem się.
- Jestem. – podleciałem do niej i pocałowałem ją lekko w
policzek. Uśmiechnęła się słodko i dodała: - Justin jesteś najlepszym bratem na
świecie!
- No wiem, Katie. A ty najlepszą siostrą! – oznajmiłem.
Wpadłem do szafy i zacząłem wybierać jakąś koszule. Chwila…co mi tak zależy? Tu
tylko kumpela. Zdecydowałem, że założę bluzę. To tylko spotkanie, jedno
niewinne spotkanie. Co się mam stroić. To tylko kumpela.
* U Deyn *
- Ciociu wychodzę. – oznajmiłam. Wiedziałam, że zaraz pojawi
się tysiąc pytań.
- Ale gdzie? Z kim? Po co? – nagle pojawiła się przede mną.
- Na shake’a z Justinem. Nie wiem kiedy wrócę, nie czekaj. –
oznajmiłam i wyszłam. Nie wiem czemu, ale uśmiechałam się sama do siebie. Słońce
już zachodziło. Niebo robiło się cudowne jak zawsze w tym miejscu.
* Pół godziny później
*
Szliśmy z Justinem przez drużkę prowadzącą do jego
ulubionego miejsca w Grey Valley. Nie chciał zdradzić co to jest, gdzie i po co
mnie tam prowadzi. Byłam bardzo ciekawa o co mu chodzi. Była już prawie 19, niebo
było całkowicie zaciemnione, gdzieniegdzie pojawiały się świecące jasnym
blaskiem gwiazdy. Szliśmy ocierając się o gałęzie drzew. Podążając za
chłopakiem, który przez cały czas coś opowiadał, upijałam powoli raz
czekoladowego, raz śmietankowego shake’a, tak postawił mi dwa, sama byłam mile
zaskoczona. Wreszcie doszliśmy. Moim
oczom ukazał się mały stawik zarośnięty wysoką trawą. Dookoła były tylko
olbrzymie drzewa, pełno krzewów i małe rozłożyste choinki. Na samym środku
stawu była mała stojąca na wodzie altanka, prowadził do niej wąski drewniany
most, miejscami przedziurawiony. Spoglądając w górę można była dostrzec
granatowe niebo, ozdobione blaskiem księżyca w pełni.
- No ładnie tu. Jak wyczaiłeś to miejsce? – zapytałam
rozglądając się dookoła.
- A nie wiem. Kiedyś trafiłem tu przypadkiem. O ile mi
wiadomo do nikogo to nie należy, kiedyś miało to jakiegoś właściciela, ale
dawno temu zmarł. Zawsze przychodzę tu, gdy chcę pobyć sam. – mówił oczarowany.
Ruszył w kierunku altanki, ja zaraz za nim. Idąc przez ruszający się mostek,
opowiadał jak kiedyś, jako małe dziecko wpadł przez przypadek do basenu i od
tamtej pory panicznie boi się wody. Głośno się zaśmiałam słysząc tą historię.
- Nie śmiej się! To było straszne, jestem swoim własnym
bohaterem, że odważyłem się tu przyjść i to z tak niezrównoważoną dziewczyną
jak ty! – zaśmiał się ze swojego mało zabawnego żartu. Uderzyłam go lekko w
ramię, na co on odpowiedział tym samym. Nie chcąc zaczynać bitwy nie zwróciłam
na to uwagi. Doszliśmy do altanki. Usiedliśmy na jej brzegu z nogami
zwisającymi ku wodzie.
- Teraz wreszcie możesz mi o sobie opowiedzieć. – powiedział
zaciągając się swoim truskawkowym shake’em.
- A co chcesz wiedzieć – odpowiedziałam pytaniem spoglądając
na niego spod grzywki.
- No wszystko. Gdzie mieszkasz, co tam robisz, jak wygląda
twoje życie na co dzień. – zapytał.
- W Nowym Jorku, pochodzę z Kalifornii. Moje życie jest
takie nudne, że nawet nie chce mi się o nim opowiadać. – uznałam. Spojrzałam w
dal, w drzewa, zauważyłam gęstą mgłę, która zbliżając się w naszym kierunku
pożerała wszystko co napotkała na swojej drodze.
- Ale ja lubię słuchać o nudnych rzeczach. – nalegał. Co mam
pierwszemu koledze, takiemu, który serio chce się ze mną kolegować, powiedzieć
że jestem narkomanem, alkoholikiem i palaczem!? Zdenerwowałam się, pogrzebałam
chwile w kieszeni i wyciągnęłam nowo zakupioną paczkę papierosów i zapalniczkę.
Chłopak patrzył na mnie w osłupieniu. Opakowałam, podpaliłam i zaciągnęłam się.
Nerwy uleciały. Powoli wypuszczałam dym, czułam się jak w niebie.
- CO ty robisz? – zapytał obużony i jednocześnie jakby
trochę zmartwiony chłopak.
- A nie widać? – zironizowałam.
- Widać, ale… weź to wyrzuć! – rozkazał mi. Napadł na mnie
jak złodziej na drogi łańcuszek i próbował wyrwać papierosa.
- Bo co? – zapytałam broniąc się. Wreszcie wyrwał mi tego
papierosa i wyrzucił prosto do wody. – Pojebało cię, wiesz co zrobiłeś?! –
klnęłam wkurzona.
- Tak, ratuję cię od zachorowania. Nie będziesz palić! To
był ostatni raz. – mówił dość poważnie. Zachowywał się jak moi rodzice.
Poważny, ułożony, grzeczny.
- Niby kto mi zabroni? – zironizowałam.
- A niby ja! – powtórzył mój wyraz twarzy.
- To był twój ostatni papieros. Oddaj całą paczkę! –
rozkazał.
- Chyba cię Bóg opuścił! –
- Deyn, oddaj!
- Justin NIE! Nie rozumiesz, że nie mogę. Nie wytrzymam!
Staram się to rzucić, ale to nie jest takie łatwe. Wiem, że źle robię, ale i
tak jest coraz lepiej. W NY ćpałam i piłam. Staram się tego oduczyć, jest
ciężko, ale dam radę. Papierosów też palę mniej. Jest dobrze, będzie jeszcze
lepiej. Nie przejmuj się, dam sobie radę. Jak już tak ci się wyżalam, to
przyjechałam tu ze względu na rodziców. Mieli dosyć mojego zachowania, ja sama
miałam siebie dosyć. Ale wreszcie zrozumiałam ilu ludzi skrzywdziłam, chcę z
tym skończyć. To koniec…- dodałam ze łzami w oczach. Chłopak spojrzał na mnie i
z niedowierzaniem powiedział:
- Teraz wszystko będzie dobrze! Pomogę ci…- powiedział i
objął mnie ramieniem. Po przyjacielsku, teraz wiem, że mam wsparcie…
6 komentarzy:
cudowny rozdziaół, czekam na następny
Prawdopodobnie już jutro !! :*
O boże o boże o boże cudo cudo cudo <3 Kocham to po prostu <3 cieszę się że do mnie napisałaś i że zobaczyłam i przeczytałam twój blog <3333
Twój też jest GENIALNY :) już w następnej notce (jutro) napomnę o Tobie :* Cieszę się, że moje wypociny podobają się doświadczonej blogerce! :* Miło usłyszeć takie słowa od eksperta! :*
Jejkuuu! nie spodziewałam się tego że ten rozdział może być zadedykowany dla mnie :* dziękuję bardzooo :D :* omg! nawet nie wiesz jaką radość mi sprawiłaś tym rozdziałem ;* nawet sprawdzałam czy pisząc o tym anonimie na początku to do mnie ale tam są tylko mój i jakiś inny i 2 twoje więc to nie może być pomyłam :D buhahah :D gadam jak najęta xd :D strasznie się cieszę dziękuję jeszcze raz :D db teraz może coś na temat rozdziału :D no więc taaak ... oczywiście tak jak przypuszczałam nie zawiodłam się na tobie :D rozdział świetny :D czekam na kolejny :D i bardzo dziękuję za poprawienie mi humoru tym dedykiem :D Monika :*:*:*:*:*:* <3
Taką jak ty mi sprawiłaś swoim komentarzem! Znam to uczucie! :)
Zapraszam częściej! Mam nadzieję, że spełnię twoje wymagania!! :* <3 Właśnie dla takich osób jak TY pisze tego bloga.
To ja dziękuję .. :*
Prześlij komentarz
Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział? Jeśli tak. KOMENTUJECIE. To naprawdę niesamowite uczucie kiedy widzisz chociaż ten jeden komentarz. Od razu chce ci się pisać nowy rozdział!
Pozdrawiam :P
~`Julaa