- Justin NIE! Nie rozumiesz, że nie mogę. Nie wytrzymam!
Staram się to rzucić, ale to nie jest takie łatwe. Wiem, że źle robię, ale i
tak jest coraz lepiej. W NY ćpałam i piłam. Staram się tego oduczyć, jest
ciężko, ale dam radę. Papierosów też palę mniej. Jest dobrze, będzie jeszcze
lepiej. Nie przejmuj się, dam sobie radę. Jak już tak ci się wyżalam, to
przyjechałam tu ze względu na rodziców. Mieli dosyć mojego zachowania, ja sama
miałam siebie dosyć. Ale wreszcie zrozumiałam ilu ludzi skrzywdziłam, chcę z
tym skończyć. To koniec…- dodałam ze łzami w oczach. Chłopak spojrzał na mnie i
z niedowierzaniem powiedział:
- Teraz wszystko będzie dobrze! Pomogę ci…- powiedział i
objął mnie ramieniem. Po przyjacielsku, teraz wiem, że mam wsparcie…
* Następnego dnia
*
- Deyn, masz jakieś plany na dzisiaj?! – zapytała ciocia,
kładąc na talerz kolejnego naleśnika. Ja pochłaniając kilka na raz
nie byłam w stanie dać jej odpowiedzi przez chwilę… Wreszcie, gdy przełknęłam,
powiedziałam..
- Miałam wyjść gdzieś z Justinem, ale jeśli coś się stało,
to mogę to odwołać…
- Nie! Absolutnie nic! Ale wiesz rozmawiałam wczoraj z
twoimi rodzicami i powiedzieli, że chyba nas odwiedzą! I to nie tylko na
chwilę, zostaną kilka dni! – oznajmiła. Widać było, że też cieszy się na
wizytę brata. Na pewno tęskni, dawno się nie widzieli.
- To świetnie. – ucieszyłam się. – A o której będą?
- Tak szczerze, to nie mam pojęcia, ale znasz ich. Mogą
wpaść nawet zaraz! – zaśmiałyśmy się. Nareszcie ich zobaczę, nie powiem, że
nie, ale stęskniłam się za nimi.
Nie miałam planów na dzisiaj, chociaż Justin wczoraj coś
wspominał, że chce mnie gdzieś zabrać.
Pogoda była niezmienna już od kilku dni. Upały
niemiłosierne, pełno komarów i innych owadów, ale to są właśnie uroki lata.
Ubrana byłam najzwyczajniej w świecie. Podarte shorty, luźny T-shirt na
ramiążkach z jakimś nadrukiem, japonki i włosy jak zawsze rozpuszczone, ułożone
w fale. Była 11, a
ja z nudów ległam przed telewizorem. Z nogami na sofie i z dziwną miną
przełączając kanały zastała mnie ciocia.
- Deyn, wychodzę. Wrócę za godzinkę, a gdyby rodzice
przyjechali to dzwon – krzyczała od progu.
- Dobrze ciociu! – odpowiedziałam i usłyszałam trzask
zamykanych drzwi. Nareszcie sama! – pomyślałam. Leżałam sobie, próbując
uporządkować sobie to wszystko w myślach, lecz usłyszałam dzwonek do drzwi!
- Ja pierdole! – wykrzykłam. Nie chciało mi się za bardzo
wstawać, więc pozwoliłam, aby ten ktoś jeszcze chwilę poczekał. Nagle głos
dzwonka ucichł, lecz nasilił się tupot stóp. Poznawałam te chody. To Justin.
Brakowało tylko jego tradycyjnego już stękania.
- Deyn, czemu nie otwierasz?! Dzwonie i dzwonie i nic!
Myślałem, że coś się stało! – wydzierał się na całe gardło. Usiadł z niewyraźną
miną obok mnie, przy okazji ściągając moje nogi z oparcia sofy i kładąc je na
swoich.
- Justin, wiesz, że właśnie włamałeś mi się do domu?! –
powiedziałam spokojnie pstrykając coś w pilocie.
- Bardzo zabawne. To co dzisiaj robimy, bo jeśli nie masz
pomysłu, to ja mogę coś zaproponować… - powiedział uradowany. Usiadłam prosto.
Chłopak wyrwał mi pilota z rąk i włączył jakąś stacje muzyczną. Leciała jakaś
smętna ballada.
- Weź wyłącz to gówno! – powiedziałam próbując nie słuchać tego
szajsu i wyrywając mi pilota z rąk.
- Ooo nie!! Ale zaraz dostaniesz! Szajsu?! To jest szajas?!
Ty się chyba w ogóle na muzyce nie znasz?!! – krzyknął zbulwersowany. Zaśmiałam
się głośno, Justin zaraz za mną. Docinaliśmy sobie jeszcze tak przez chwilę,
lecz po chwili odechciało nam się. Siedziałam wlampiając się w smutny ekran
telewizora i nagle dopadła mnie, trudna do opanowania chęć sięgnięcia po
papierosa. Jednak moja ostatni paczka została siłą skonfiskowana wczoraj nad
jeziorkiem. Kurwa, co ja teraz zrobię. Ręce zaczęły mi się pocić, w głowie mi
dudniło i każde słowo wypowiadane przez nieznane twarze w telewizji pogarszał
mi humor. Postanowiłam zagrać strategicznie. Oparłam głowę o ramię chłopaka.
Uśmiechnęłam się podstępnie sama do siebie i mimo jego wielkiego zdziwienia
kontynuowałam.
- Justin… - mówiłam słodko.
- Tak, Deyn..? – odpowiedział z dość monotonnym tonem. Jego
zdziwienie uleciało gdzieś, pstrykał tylko coś na pilocie.
- Justinkuu…- kontynuowałam jeszcze słodziej. No słodziej
już nie mogłam!
- Tak, Deyn..? – powtórzył pytanie.
- Mam do ciebie sprawę. Tylko nie krzycz! To może być twój
interes życia… - mówiłam. Spłynęło to po nim jak deszcz po szybie, więc
zmieniłam taktykę. Położyłam głowę na jego nogach, wpatrując się w jego twarz.
Chłopak spojrzał na mnie z góry i śmiejąc się, zapytał:
- Dowiem się dzisiaj, czego chcesz, czy muszę czekać do
jutra? – uśmiechnęłam się sodko. Kiwłam mu palcem, żeby przybliżył się, bo
muszę mu coś powiedzieć na ucho. Ciągle się śmiejąc zrobił to co mu kazałam.
Złapałam go za kark, aby jeszcze bardziej go przybliżyć i wyszeptałam powoli:
- Justinku, daj mi jednego papieroska.
- Wiedziałem, że o to ci chodzi! Nie mam, już dawno je
wywaliłem! – powiedział. Na początku widać było na jego twarzy zdenerwowanie, a
nawet bym powiedziała, że złość. Później jednak emocje ustały. Chłopak nagle
wstał gwałtownie, złapał mnie za ramiona i poprowadził w stronę wyjścia, nie
mówiąc przy tym ani słowa.
* Godzinę później
*
- Justin, nawet mnie nie wkurwiaj! Nie pójdę tam! Chyba cię
coś porządnie uderzyło w głowę, bo masz jakieś chore urojenia! – darłam się jak
opętana, gdy tylko zauważyłam, gdzie jesteśmy. Staliśmy na parkingu przed
jakimś budynkiem, z tego co mówił tu odbywają się te grupowe spotkania, gdzie
ludzie rozmawiają o swoich problemach.
- Deyn, nie chcę ci zrobić na złość. To dla twojego dobra!
Zależy mi na tobie i nie chce żebyś zniszczyła sobie życie! – trzymał mnie
mocno za nadgarstki, a ja na daremnie próbowałam się wyrwać! Mówił to
spokojnie, jakby recytował wiersz.
- Justin już jest dobrze, nie rozumiesz! Zmieniłam swoje
życie, rzuciłam to wszystko. Nie wiem jak to zrobiłam, ale udało mi się, a ty
zamiast się cieszyć to mi o tym wszystkim przypominasz! – krzyczałam, ale
bardziej zmęczonym głosem. Chłopak poluźnił uścisk i spoglądał mi prosto w
oczy.
- Deyn, jeszcze nie jest dobrze. Nie będzie dobrze do
momentu kiedy na moje pytanie „Zapalisz?”, odpowiesz „Chyba cię pojebało. Nie
palę”. – mówił z zaangażowaniem. Spojrzałam w jego oczy. Optymalnie się
powiększyły i zaszły łzami. Czemu on to robi? – zadałam sobie pytanie. Teraz
wszystko mi się pomieszało. To, co przez tyle czasu starałam się poukładać. Nie
wiem nic. Zaczęłam płakać, mimo tego że rzadko mi się to zdarza. Justin
przytulił mnie bardzo mocno i nie chciał wypuścić. Stałam bez sił z
opuszczonymi rękoma podtrzymywana przez jego ciało. Trochę zamoczyłam mu bluzę,
a niech ma a karę za to, że przyprowadził mnie tu bez mojej zgody!
- To idziemy ? – zapytałam cicho. Odpychając go od siebie.
Chłopak spojrzał na mnie jeszcze raz, ponownie przytulił, złapał za rękę i
wprowadził do środka.
Wszyscy zajęli miejsca. Miałam wrażenie, ze jestem
obserwowana. W pomieszczeniu, w kółku było z piętnaście osób, nikogo w moim
wieku, co sprawiało, że dziwnie się czułam. Justin siedział tuż obok, co chwilę
na mnie spoglądając. Tyle jestem mu winna, nie wiem czy kiedyś się odwdzięczę.
Nie znamy się przecież długo, zaledwie kilka dni, a on już zajął się mną jak
siostrą. Jak przyjacielem. Czuję, jakbyśmy znali się od lat! Od momentu kiedy
pierwszy raz się spotkaliśmy, on ciągle chce rozmawiać o mnie, ciągle chce wiedzieć
więcej i więcej, a ja go zlewałam i traktowałam jak idiotę! Boże jaką jestem
idiotką! Tyle ludzi w NY próbowało mnie zmienić – rodzicie, psycholog,
nauczyciele – a udało to się jednemu siedemnastolatkowi. Zamyśliłam się,
rozmowa już trwa…
- Jestem Tom. – powiedział wąsaty mężczyzna.
- Cześć Tom – odpowiedział zgodnie tłum.
- Mam 35 lat. Piję od dwudziestu. Przez mój nałóg straciłem
rodzinę, dzieci, dom… - mówił ze łzami w oczach. Alkohol zrobił swoje,
mężczyźnie łamał się głos, mówił niewyraźnie, brakowało mu słów. Ubrany był w
stare dresy, a w prawej kieszeni bluzy widać było wystające piwo. – Gdy po
pijaku napadłem na koleżankę z pracy, próbując ją… zgwałcić, zostałem wyrzucony
z pracy. – zająknął się. Nie chciał tego mówić, bał się. Schował twarz w dłonie
chowając łzy. Mężczyzna siedzący obok niego poklepał go lekko po ramieniu,
pokazując współczucie. Na sali przez moment panowała cisza. Nagłe usłyszałam
głos przewodniczki spotkania, która zmierzała w moim kierunku. Wystraszona
spojrzałam na Justina, ten pokiwał twierdząco głową, jakby chciał mnie zachęcić
do rozmowy.
- Teraz ty słoneczko. Przedstaw się. – powiedziała miło.
Nabrałam powietrza w płuca i
powiedziałam:
- Jestem Deyn
- Cześć Deyn. – odpowiedział tłum. Byłam taka zestresowana,
że nie wiedziałam jak mam to powiedzieć.
- Mam 17 lat, a od trzech piję alkohol, pale papierosy,
czasami też…biorę narkotyki. Znaczy brałam…Wszystko się zmieniło, nie wiem
jakiego olśnienia nagle doznałam, ale postanowiłam z tym skończyć. –
rozkręcałam się powoli, było mi lepiej, jakoś tak lżej. – Z narkotykami i
alkoholem poszło o dziwo łatwo, naprawdę…nie wiem jak mi się to udało, ale nie
brakuję mi tego. Najgorzej z papierosami, ciągle czuje niedosyt. Ograniczyłam
palenie do niecałej paczki dziennie, ale nie daje rady…
*
Godzinę później *
- I co nie było tak źle? – zapytał Justin. Siedzieliśmy na
chodniku przed moim domem zajadając piernika cioci, było o wiele chłodniej niż
rano, ale i tak ciepło. Obok nas dzieci grały w klasy. Zauważyłam też kilka
trzynastolatek, siedzących na ławce i gapiących się na Justina.
- Nie było fajnie. – mówiłam przeżuwając ostatni kawałek. –
Dzięki, że mnie tam zabrałeś i przepraszam za to co wyrabiałam! – zaśmialiśmy
się jednocześnie.
- Och, ciężko było cię okiełznać! – śmiał się z pełną buzią.
Wytrzepałam z siebie okruchy i usiadłam po turecku przed chłopakiem. Justin po
chwili zrobił to samo. Przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę, aż w końcu
zadałam dręczące mnie pytanie.
- Kiedy wracasz do Atlanty? – na jego twarzy pojawił się
smutek.
- Nie wiem jeszcze. Chyba za trzy-cztery tygodnie. Nie
uśmiecha mi się ciebie zostawiać. Ale nie mam wyboru. – mówił bawiąc się
okularami, nie patrząc mi w oczy.
- Brakuje ci tego?
- Czego? – dopytywał się.
- Występowania, wywiadów, zdjęć, fanek…- wymieniał z
uśmiechem.
- Występowania i fanek. Dobrze mi jest tak jak jest, z tobą…
Każdego budzę się z nadzieją, że przed moim domem nie będzie kilku furgonetek
wypełnionych paparazzi, i na razie to mi się udaję. Chciałbym, żeby to trwało
jak najdłużej, ale niestety tak nie będzie. – mówił ze smutkiem.
- Jesteś fajny wiesz? – powiedziałam nie po to, aby
polepszyć u humor, ale powiedziałam to szczerze. On mówi co czuje to ja też
mogę. Naprawdę cieszę się, że stanął na mojej drodze. Na razie wszystko idzie
idealnie. Nie odczuwam tego, że jest jakąś tam gwiazdą, ale normalnym Justinem.
- No wiem. Każdy mi to powtarza! – zaśmiał się. – Cieszę
się, że wtedy spytałaś o drogę, gdyby nie to, prawdopodobnie byśmy tu nie
siedzieli.
- Nie miałam wyboru, musiałam spytać o drogę...
* Dwie godziny później *
- Mama! Tata! - krzyczałam. Zostawiłam uśmiechniętego Justina samego i pobiegłam w stronę rodziców. Biegłam przez cały ogród, potykając się kilka razy. Ale co z tego! Do oczu cisnęły mi się łzy. Zachowuje się jak pięcioletnie dziecko -które, kilka dni mamusi i tatusia nie widziało i później wpada w szał. Na twarzach rodziców pojawił się uśmiech, gdy tylko zobaczyli swoją małą córeczkę. Dopadłam do rodziców starając się jednocześnie ich przytulić.
- Ej mała starczy! Nie widzieliśmy się tylko kilka dni! - powiedział ucieszony tata śmiejąc się. Puściłam ich i zauważyłam podchodzącego Justina. Teraz wszystko zaczyna się układać! Pozbyłam się problemów, układa mi się z rodzicami! Oby tak już zostało!
- Mamo, tato to Justin, Justin Bieber - powiedział. Chłopak z przyjemnym uśmiechem przywitał się z każdym.
- Miło mi państwa poznać. - dodał.
- Justin to twój... - mówił tata. Wyczułam w jego głosie tradycyjne ojcowskie zamartwianie. Zaśmiałam się i powiedziałam
- ... kolega. Bardzo dobry kolega. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Justina. Nasze oczy się spotkały i po raz pierwszy od momentu kiedy go spotkałam coś poczułam, coś więcej...
_________________________________________________________________
Jest kolejny! Dziękuje za wszystkie komentarze, naprawdę mi miło, ze tak wam się podoba.
Ten rozdział dedykuję wszystkim! Komentującym i tym nie komentującym! :)
Anonim- piękny komentarz.! Nie masz się co dziwić, że zadedykowałam ci jeden z rozdziałów, jak ty tak mi dopingujesz! <3 Mam nadzieję, że i tym razem Was nie zawiodłam, ale mogę obiecać, że kolejny ( dodam jutro ) będzie jeszcze lepszy! Od razu uprzedzam, że wszystko się zmieni! Deyn zostanie wystawiona na próbę. Czyżby szykowała się kolejna tragedia, ciągnąca ją na dno??
JESZCZE JEDNO!
Bardzo dziękuję Blogerce z bloga Believe <3 za pomoc w rozpowszechnianiu.!
jestembelieberproblem.blogspot.com
Swoją drogą UWIELBIAM twojego bloga! Zawsze, gdy na niego wchodzę i widzę to NIESAMOWITE zdjęcie Justina humor mi się polepsza! Zapraszam Was wszystkich na jej bloga! Komentujcie, na prawdę warto!
4 komentarze:
super
Cudowny rozdział . Strasznie podoba mi się twoje opowiadanie . Tak strasznie ,, wciąga ,, , że po prostu więcej chce <333333
Nie mogę się doczekać nn <33
+ dziękuję<333
Łaaaaaaał :D ten blog jest najlepszy jaki kiedykolwiek czytałam xD a czytałam ich naprawdę wieleee :D jestem ciekawa co stanie się w następnym rozdziale ;] czekam, czekam :D aa i jeszcze jedno :D jak na razie nie zapowiada się żebym opuściła tego bloga :D :*
Dziewczyny jesteście najlepsze! To cudowne uczucie wiedząc, że będziecie tu do końca ( mam taką nadzieję ) i że razem to zrobimy! Następny rozdział JUŻ JUTRO!
Prześlij komentarz
Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział? Jeśli tak. KOMENTUJECIE. To naprawdę niesamowite uczucie kiedy widzisz chociaż ten jeden komentarz. Od razu chce ci się pisać nowy rozdział!
Pozdrawiam :P
~`Julaa