* Oczami
Justina *
Zastanawiałem się teraz co mam robić. Mogę zostać z nią
tylko tydzień. Muszę wracać do swojego życia. Przyzwyczaiłem się do tej
dziewczyny, będzie jakoś dziwnie ją zostawić. Deyn pójdzie do szkoły, ja pojadę
w trasę. Prawdopodobnie już się nie spotkamy, ale na pewno o niej nie zapomnę.
Nie mam pojęcia co robić. Z jednej strony nie chcę tego robić, z drugiej nie
mam wyboru…
Najgorsze jest to, że coraz bardziej mi się…podoba. Nie wiem
jak to wytłumaczyć, ale nic na to nie poradzę. Od kilku dni, za każdym razem
gdy ją widzę mam ochotę podejść i powiedzieć jej prawdę, nie mogę… Nie pamiętam
kiedy ostatnio się tak czułem, mam motyle w brzuchu, a gdy widzę, jak ona
cierpi serce mi pęka…
Siedzieliśmy na ławce przed grobem jej rodziców już kilka
godzin. Ściemniało się, a cmentarz wyglądał tak jak w tych wszystkich
horrorach. Wielkie drzewa rzucały cienie na idealnie przystrzyżoną trawę, i
mimo woli, czułem się lekko dziwnie.
Deyn leżała oparta o moje ramię. Okryłem ją marynarką, mimo,
że mi też było chłodno. Wpatrywaliśmy się w tablice z ich imionami bez przerwy.
Coś mnie w tym zafascynowało.
- Wiesz, co Justin. Dziękuje ci za wszystko. Ty jako jedyny
mnie nie potępiłeś. Jesteś prawdziwym przyjacielem, dziękuję. – powiedziała i
cicho szlochając przytuliła się do mnie. Jeszcze chyba nigdy nie byliśmy tak
blisko. Deyn położyła głowę na moim ramieniu, a ręce oplotła wokół szyi.
Pocałowałem ją lekko w czoło.
- Zawsze możesz na mnie polegać. Kocham cię Deyn. –
powiedziałem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem!
Kurwa! Dziewczyna spojrzała się na mnie zapłakana. Aby jakoś wybrnąć z tej
sytuacji dodałem: „Jak siostrę” i lekko się uśmiechnąłem. – Deyn już późno.
Musimy wracać. – mówiłem.
- Nie Justin. Jeszcze chwileczkę. – poprosiła tuląc się do
mnie.
- Deyn… twojej cioci nie ma. Nikogo nie ma w domu, musimy
wracać. – mówiłem od niechcenia. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Okey, chodź. Idziemy. – powiedziała ze spokojem. Podeszła
do betonowej płyty i ponownie pocałowała je z wielkim uczuciem. Szliśmy chyba z
dziesięć minut. Odprowadziłem ją do samych drzwi, i gdy miałem właśnie się
odwracać, powiedziała:
- Nie chciałbyś może zostać u mnie na noc. Nie żebym coś
proponowała, ale jestem sama cioci nie ma, a we dwójkę zawsze raźniej. – po raz
pierwszy od kilku dni uśmiechnęła się. Byłem taki szczęśliwy, myślałem, że jest
coraz lepiej. Odwzajemniłem uśmiech i twierdząco pokiwałem głową.
* Kilka minut
później oczami Deyn *
- I oni wtedy nic nie powiedzieli, nawet mnie pochwalili. –
mówiłam wspominając moich rodziców. Łza w oku kręciła mi się, lecz nie mogła
wydostać się na zewnątrz. Przed oczami cały czas miałam ich twarze, twarze
których już nigdy nie zobaczę.
- Serio? Moja mama szlaban by mi dała. – skomentował chłopak
z uśmiechem. Siedzieliśmy po „turecku” na parapecie i rozmawialiśmy. Ciemność i
cisza tego pokoju przytłaczała nas oboje, a wydarzenia które miały miejsce nie
pozwalały o sobie zapomnieć.
- Wiesz co Justin. Kocham moich rodziców, nie wiem co bez
nich zrobię, ale wiem, że chcieliby żebym była szczęśliwa. – mówiłam. Chłopak
pozostawił to bez odpowiedzi, jakby czekał co się zdarzy. – Serce mi pęka i tak
szczerze, odechciewa mi się żyć, ale wiem, że oni by tego nie chcieli. Wiem, że
chcieliby żebym nie cierpiała i cieszyła się życiem. Będzie trudno, ale mam
zamiar wszystko zmienić…- mówiłam przez łzy. To co powiedziałam w żadnym
stopniu nie było wzruszające, ale mimo tego miałam mokre policzki. Chłopak
uśmiechnął się, jakby o czymś myślał i nagle dodał:
- Deyn, zostaje tu na zawsze. Przeprowadzam się tu.
- Co ty mówisz? – zapytałam nie dowierzając.
- No co? Będę tu z tobą, nie zostawię cię. – mówił. Na mojej
twarzy pojawił się uśmiech. Od dłuższego czasu nie pamiętam, żebym była taka
szczęśliwa.
- A co z karierą? Z tym wszystkim co miałeś w Atlancie? –
nie odpuszczałam.
- Nic tam nie miałem. Wszystko co mi potrzebne odnalazłem
tu. – mówił. Byłam taka szczęśliwa, że odruchowo się do niego przytuliłam.
Siedzieliśmy w uścisku kilka minut. Czułam się taka bezpieczna i …szczęśliwa w
jego ramionach. Nagle stało się coś co nie powinno mieć miejsca. Coś co
zapoczątkowało nowy etap w moim życiu…
Nasze twarze zbliżyły się do siebie, czułam jego słodki
zapach przezywający moje ciało. Nie mogłam się od niego oderwać. W brzuchu
wariowały mi motyle, nagle poczułam jego delikatne, czekoladowe usta na moich.
To było niesamowite uczucie. Nie wierzę, ale zakochałam się w nim. To może
wszystko popsuć.
Nie wiem co mam robić!
_______________________________
Cześć kochani! :*
Po pierwsze STRASZNIE was przepraszam, że nie dodawałam tyle
czasu, ale naprawde nie mogłam. Koniec roku, tysiące popraw, ale już jutro
dodam kolejny i wszystko wróci do normy. :* Tak strasznie was przepraszam, za
ten rozdział. Jest krótki do dupy, beznadziejny… Wstyd mi, że go dodałam, ale
nie miałam siły nawet sprawdzić błędów…Czytając wasze komentarze, cudowne
komentarze nie mogłam czekać do jutra! Swoją drogą, dziękuje, bo Postarałyście
się. Waszych komentarzy było aż 9!!!! Dziękuje, to rekord! :***
Przepraszam ponownie za ten dział i ponownie dziękuje za
motywujące kom. <3
AA! Jeszcze jedno. Mam nowy genialny ( moim zdaniem )
pomysł. Zaczne go opisywać za dwa, trzy rozdziały. Licze, że nie utrace
czytelniczek za ten rozdział…
3 komentarze:
świetny...czekam na NN
nie stracisz nas tzn mnie na pewno nie stracisz xD :D kocham twoje opowiadane :) bardzo ciekawie piszesz... najlepsze jest to jak opisujesz uczucia tej dziewczyny i Justina :D ten rozdział czytałam 5 razy i po prostu nie mogę uwierzyć w to że ktoś potrafi tak świetnie pisać :*
Beznadziejny ? chyba sobie żartujesz był niesamowity <3 i ... nareszcie się pocałowali <333
Czekam na nn i na ten twój pomysł <3333
Prześlij komentarz
Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział? Jeśli tak. KOMENTUJECIE. To naprawdę niesamowite uczucie kiedy widzisz chociaż ten jeden komentarz. Od razu chce ci się pisać nowy rozdział!
Pozdrawiam :P
~`Julaa